Koniec (na razie) batalii o prawa jazdy

30 grud­nia 2011 r. Min­is­ter Zdrowia wydał roz­porządze­nie zmieni­a­jące roz­porządze­nie w sprawie badań lekars­kich kierow­ców i osób ubie­ga­ją­cych się o prawo do kierowa­nia pojaz­dami, które weszło w życie 10 sty­cz­nia 2012 r. Tak, to już prawie dwa miesiące temu. Tylko że jeżeli mnie się nie chce o czymś napisać przez dwa miesiące, cierpi na tym co najwyżej moja bloger­ska rep­utacja. Min­is­terstwu zaś zmi­ana decyzji, która miała znaczący wpływ na życie całej rzeszy osób niesłyszą­cych w Polsce, zajęła pół roku, a i to tylko dlat­ego, że sprawą zain­tere­sowała się prasa. Przez sześć miesięcy niesłyszący kierowca nie mógł w naszym kraju legal­nie uzyskać ani przedłużyć ważności prawa jazdy i nadal uważam to za skan­dal.
Wróćmy jed­nak do roz­porządzenia. Zaw­iera ono następu­jące zapisy:

§ 1. W roz­porządze­niu Min­is­tra Zdrowia z dnia 7 sty­cz­nia 2004 r. w sprawie badań lekars­kich kierow­ców i osób ubie­ga­ją­cych się o uprawnienia do kierowa­nia pojaz­dami (Dz. U. Nr 2, poz. 15 oraz z 2011 r. Nr 88, poz. 503) wprowadza się następu­jące zmiany:

1) w § 4 dodaje się ust. 2a w brzmieniu:

„2a. Ubytek częś­ciowy lub całkow­ity słuchu nie musi stanowić prze­ci­wwskaza­nia zdrowot­nego do uzyska­nia uprawnień do kierowa­nia pojaz­dami przez osobę ubie­ga­jącą się o prawo jazdy kat­e­gorii A, A1, B, B1, B+E, T albo posi­ada­jącą prawo jazdy kat­e­gorii A, A1, B, B1, B+E, T.”;

Warto przeczy­tać załącznik nr 4 do roz­porządzenia, w którym zapisano:

1. Stan narządu słuchu:

1) osób ubie­ga­ją­cych się o prawo jazdy kat­e­gorii A, A1, B, B1, B+E, T albo kieru­ją­cych pojaz­dem, w sto­sunku do którego wyma­gane jest prawo jazdy kat­e­gorii A, A1, B, B1, B+E, T – słyszal­ność szeptu każdym uchem odd­ziel­nie przy­na­jm­niej z odległości 3 m (wskazane badanie audiometryczne);

osoby poważnie niedosłyszące, głuche, również z wszczepem śli­makowym, lub głu­chonieme mogą kierować pojaz­dem, z wyjątkiem osób ubie­ga­ją­cych się lub posi­ada­ją­cych świadectwo kwal­i­fikacji oraz kandy­datów na instruk­torów lub egza­m­i­na­torów i instruk­torów lub egza­m­i­na­torów; wyma­gane dodatkowe oznakowanie pojazdu;

2) osób ubie­ga­ją­cych się o prawo jazdy kat­e­gorii C, C1, D, D1, C+E, C1+E, D+E, D1+E oraz poz­wole­nie do kierowa­nia tramwa­jem oraz ubie­ga­ją­cych się o świadectwo kwal­i­fikacji – słyszal­ność szeptu każdym uchem odd­ziel­nie przy­na­jm­niej z odległości 6 m – audio­gram tonalny prawidłowy;

stan narządu równowagi – w każdym przy­padku wyma­gana całkowita sprawność narządu równowagi.

Oznacza to, że osoby z dużym niedosłuchem oraz niesłyszące mogą uzyskać prawo jazdy kat. A, B i T, jed­nak C i D już nie, oraz że wyma­gane jest “dodatkowe oznakowanie pojazdu”. Nie wiem, jak takie oznakowanie miałoby wyglą­dać, i wcale nie jestem zach­wycona tym pomysłem — jak oznakować wyna­jęty czy poży­c­zony samochód? Jak w ogóle ma wyglą­dać to oznakowanie? Na razie nie spieszę się z nakle­janiem czegokol­wiek na swój pojazd.

Sprawa praw jazdy kat. C i D oraz zawodowych kierow­ców pozostaje nadal nierozwiązana. Jest to temat na inną dyskusję i mam nadzieję, że prędzej czy później do niej dojdzie. Póki co z dużym tru­dem udało nam się odzyskać prawa, które już mieliśmy od dawna i które obow­iązują we wszys­t­kich cywili­zowanych państwach.

Posted in po polsku | 1 Comment

Prawo jazdy — powoli, ale coś się rusza

Min­is­terstwo Zdrowia poin­for­mowało redakcję ser­wisu ONSI, że:

[…] nowe roz­porządze­nie Min­is­tra Zdrowia doty­czące badań lekars­kich kierow­ców i osób ubie­ga­ją­cych się o uprawnienia do kierowa­nia pojaz­dami w najbliżsych dni­ach ukaże się na stronach inter­ne­towych tej instytucji.

Roz­porządze­nie wejdzie w życie w połowie listopada 2011.

Czy roz­porządze­nie to będzie brzmi­ało tak, jak cytowałam w poprzed­niej notce, tzn. że dla prawa jazdy kat­e­gorii A, B i T bada­nia słuchu nie przeprowadza się? Tego nie wiem. Czekamy. Przy­pom­i­nam, że sytu­acja, w której osoby niesłyszące nie mogą dostać prawa jazdy, trwa już cztery miesiące.

Posted in po polsku | Leave a comment

Prawo jazdy — projekt nowego rozporządzenia

Jak donosi ONSI, jest już pro­jekt roz­porządzenia zmieni­a­jącego owo nieszczęsne opisy­wane przeze mnie roz­porządze­nie w sprawie badań lekars­kich kierow­ców. Pro­jekt jest obec­nie w fazie tzw. kon­sul­tacji społecznych, czyli może jeszcze ulec zmi­anom, oby nie na gorsze.

Pro­jekt można przeczy­tać tutaj, a kluc­zowe dla nas zapisy brzmią tak:

a) pozy­cja I „Stan narządu słuchu” otrzy­muje brzmie­nie:
„ 1. W przy­padku osoby ubie­ga­jącej się o prawo jazdy kat­e­gorii A, A1,B,B1,B+E, T lub posi­ada­ją­cych prawo jazdy kat­e­gorii A,A1,B,B1,B+E,T bada­nia słuchu nie przeprowadza się.

Badanie słuchu jest nato­mi­ast koniecznoś­cią w przy­padku prawa jazdy kat­e­gorii C i D oraz na tramwaj:

2. W przy­padku:
1) osoby ubie­ga­jącej się o prawo jazdy kat­e­gorii C, C1, D, D1, C+E, C1+E, D+E, D1+E, poz­wole­nie do kierowa­nia tramwa­jem lub świadectwo kwal­i­fikacji zawodowej albo posi­ada­jącej prawo jazdy kat­e­gorii C, C1, D, D1, C+E, C1+E, D+E, D1+E, poz­wole­nie do kierowa­nia tramwa­jem lub świadectwo kwal­i­fikacji zawodowej,
2) kierow­ców podle­ga­ją­cych kon­trol­nym badan­iom lekarskim, o których mowa w art. 122 ust. 2 ustawy z dnia 20 czer­wca 1997 r. — Prawo o ruchu dro­gowym,
3) kandy­datów na instruk­torów i egza­m­i­na­torów osób ubie­ga­ją­cych się o uprawnienia do kierowa­nia pojaz­dami,
4) kierow­ców podle­ga­ją­cych badan­iom lekarskim, o których mowa w art. 39j ustawy z dnia 6 wrześ­nia 2001 r. o trans­porcie dro­gowym (Dz. U. z 2007 r. Nr 125, poz. 874, z późn. zm.3))
– w bada­niu audiometrii tonal­nej — ubytek słuchu w uchu gorzej słyszą­cym oblic­zony jako śred­nia dla częs­totli­wości 0,5, 1, 2 i 4 kHz nie może przekraczać 35 dB. Asyme­tria słuchu między uszami nie może przekraczać 20 dB. Badanie audiometrii tonal­nej w swo­bod­nym
polu przeprowadza się u osób, z implantem słu­chowym lub założonym aparatem słu­chowym, wyma­ga­ją­cych stosowa­nia takiej korekty słuchu.”

Nie wiem, jak ta kwes­tia wyglą­dała przedtem. Może zawodowi kierowcy się wypowiedzą?

Nie ma słowa o spec­jal­nym oznakowa­niu samo­chodów. Mnie to cieszy — prak­tyka pokazuje, że na ulicy lep­iej się nie wyróż­niać, pon­adto niek­tórzy wyrażają obawę, że samo­chody takie byłyby bardziej narażone na kradzież, jako że właś­ci­ciel nie usłyszy alarmu.

Roz­porządze­nie ma wejść w życie z dniem ogłoszenia, co jest dobrą wiadomością.

Posted in po polsku | 3 Comments

Yes, we can — ministerstwo przyznało się do pomyłki!

Hura! Sprawą zain­tere­sowali się dzi­en­nikarze TokFM i wszys­tko poszło znacznie szy­b­ciej, niż się spodziewałam.

Dzisiaj na stronie głównej gazeta.pl pojawił się artykuł ” Trzeba dobrze słyszeć, by mieć prawo jazdy? Min­is­terstwo poprawi przepisy”, autorstwa Michała Janczury i Błażeja Grygiela.

Cytuję:

Min­is­terstwo u przyz­naje, że urzęd­nicy popełnili błąd i naprawią go tak szy­bko, jak to możliwe. Piotr Olechno, rzecznik resortu, przyz­naje, że akapit z którego jasno wynikało, że i głusi i niedosłyszący mogą mieć prawo jazdy, zniknął z roz­porządzenia przez pomyłkę. — Napraw­imy to w ciągu miesiąca — zapew­nia Olechno i dodaje, że w nowym roz­porządze­niu zna­jdą się też reg­u­lacje doty­czące oznacza­nia aut, w których za kierown­icą siedzą osoby niesłyszące.

Kwestii pomyłki nawet nie sko­men­tuję. Przy­pom­ina się afera “lub czasopisma”.

Bardzo dziękuję wszys­tkim za pomoc w zro­bi­e­niu wokół tej sprawy rozgłosu medi­al­nego, a reporterom TokFM za zaan­gażowanie i szy­bką pracę — wywiady przeprowadzili wczo­raj, dzisiaj już jest niemal po wszys­tkim. Gdyby nie to, roz­porządze­nie mogłoby obow­iązy­wać jeszcze długie miesiące czy lata, zanim cokol­wiek w tej sprawie by zro­biono. Na przykład Pol­ski Związek Głuchych nie dostał nawet odpowiedzi na pismo, które wysłał do min­is­terstwa dwa miesiące temu.

Czy to już koniec? Niezu­pełnie. Teraz trzeba będzie urzęd­nikom min­is­terstwa bardzo uważnie patrzeć na ręce. Mam nadzieję, że rzeczy­wiś­cie przy­go­tują nowe roz­porządze­nie jeszcze przed zmi­aną rządu, i że to roz­porządze­nie naprawi szkody poczynione przez poprzed­nie — i nie wyrządzi nowych.

Smuci mnie jedna rzecz. Ponownie cytuję artykuł:

Zaskaku­jące wobec prak­tyki europe­jskiej i braku statystyk mówią­cych o negaty­wnym wpły­wie głu­choty na zdol­ność kierowa­nia pojaz­dami, jest opinia prof. Hen­ryka Skarżyńskiego, kra­jowego kon­sul­tanta w dziedzinie oto­laryn­gologii, który nie trzyma strony osób głuchych i niedosłyszą­cych. — Wszyscy chcemy, aby osoba, która prowadzi, ori­en­towała się w otocze­niu dźwiękowym — mówi prof. Skarżyński.

Pan pro­fe­sor Skarżyński chyba nie wie, że na oper­acje do niego pac­jenci dorośli dojeżdżają włas­nymi samo­chodami. Mam jed­nak nadzieję, że efek­tem tej afery będzie zwięk­szona świado­mość wśród ludzi co do tego, że osoby niesłyszące są pełno­prawnymi członkami społeczeństwa.

Posted in cyborg, po polsku | 3 Comments

PKS albo emigracja

Karta Praw Pod­sta­wowych Unii Europe­jskiej, artykuł 26:

Inte­gracja osób niepełnosprawnych
Unia uznaje i szanuje prawo osób niepełnosprawnych do korzys­ta­nia ze środ­ków mają­cych zapewnić im nieza­leżność, inte­grację społeczną i zawodową oraz udział w życiu społeczności.

Kiedy zaczy­nałam pisać ten blog, postanow­iłam sobie, że nie będzie tu nic o tak zwanej poli­tyce. Blog miał być poświę­cony implan­tom śli­makowym od strony tech­nicznej i pisany przede wszys­tkim na pod­stawie włas­nych doświad­czeń użytkown­ików. Nie przewidy­wałam tu porusza­nia kwestii kul­tur­owych, awan­tur poli­ty­cznych czy sze­rok­iego tem­atu dyskrymi­nacji osób niesłyszą­cych w społeczeństwie.

Jed­nak są takie sprawy, w których nie można milczeć.

Dnia 15 kwiet­nia tego roku ogłos­zono roz­porządze­nie Min­is­tra Zdrowia zmieni­a­jące roz­porządze­nie w sprawie badań lekars­kich kierow­ców i osób ubie­ga­ją­cych się o uprawnienia do kierowa­nia pojaz­dami, które obow­iązuje od 29 czer­wca. Można je ściągnąć i przeczy­tać tu:

http://isap.sejm.gov.pl/DetailsServlet?id=WDU20110880503

Roz­porządze­nie to wprowadza m. in. następu­jące kry­terium oceny narządu słuchu dla osoby ubie­ga­jącej się o prawo jazdy kat. B (a także A, czym mogą być zain­tere­sowani niesłyszący motocykliści):

Słyszal­ność szeptu każdym uchem odd­ziel­nie przy­na­jm­niej z odległości 3 m (bez lub z aparatem słu­chowym), w przy­pad­kach wąt­pli­wych możliwe przeprowadze­nie bada­nia audiom­e­trycznego tonalnego”

(Załącznik nr 2, rozdział I).

Co to jest “słyszal­ność szeptu”? Wyjaś­nia to rozdział III pkt. 2 tegoż załącznika, opisu­jący sposób przeprowadzenia badania:

2) badanie szeptem przeprowadza się w cichym pomieszcze­niu, odd­ziel­nie dla każdego ucha, uży­wa­jąc słów zaw­ier­a­ją­cych zarówno skład­owe niskoczęs­totli­woś­ciowe (np. kanapa, lampa, podłoga), jak i wysokoczęs­totli­woś­ciowe (np. ściana, kieszeń, sufit oraz wszys­tkie liczeb­niki). Ucho niebadane należy zagłuszać. W tym celu osoba badana staje bok­iem do lekarza i wyłącza ucho niebadane poprzez naciśnię­cie pal­cem skrawka małżowiny usznej i ryt­miczne wstrząsanie. Jako wynik przyj­muje się odległość wyrażoną w metrach, z której osoba badana jest w stanie praw­idłowo powtórzyć wszys­tkie usłyszane słowa. Nie zaleca się przeprowadza­nia bada­nia jedynie z uży­ciem liczebników.

Jeśli jeszcze ktoś ma jakieś wąt­pli­wości, co to oznacza, na stronie WWW Świę­tokrzyskiej Izby Lekarskiej zacy­towano to, co powyżej, i pod­sumowano sprawę w prostych słowach:

Ważne: Zgod­nie z aktu­al­nie obow­iązu­ją­cym roz­porządze­niem osoby z dużym niedosłuchem, głuche, głu­chonieme nie mogą prowadzić pojazdów silnikowych.

Roz­porządze­nie to zostało wydane w związku z dos­tosowaniem pol­skiego prawa do dyrek­tywy Komisji Europe­jskiej 2009/113/WE z dnia 25 sierp­nia 2009 r., której pol­ski tekst można przeczy­tać tutaj.
Co mówi ta dyrek­tywa o osobach głuchych? Nic. Odnosi się tylko do wzroku, cukrzycy i padaczki (ciekawa jestem, czy osoby zna­jące te tem­aty mają podobne odczu­cia, jak ja, co do nowego roz­porządzenia).
Jest jed­nak w niej taki zapis:

Państwa członkowskie mają prawo wprowadzać normy bardziej rygo­rysty­czne niż min­i­malne wyma­gania europe­jskie ustanowione w załączniku III pkt 5 dyrek­tywy 2006/126/WE.

Można by pomyśleć, że nasze min­is­terstwo może robić co chce, ale jed­nak nie do końca, ponieważ w następ­nym punkcie mamy:

(2) Ponieważ ist­nie­nie różnych przepisów w poszczegól­nych państ­wach członkows­kich może wpły­wać na swo­bodę przemieszcza­nia się, Rada w swo­jej rezolucji z dnia 26 czer­wca 2000 r. wezwała w szczegól­ności do przeglądu kry­ter­iów medy­cznych obow­iązu­ją­cych przy wydawa­niu praw jazdy.

No to przejrzeli…

A jak to wygląda w innych kra­jach? Nie robiłam jeszcze szczegółowego rozez­na­nia na ten temat, ale znalazłam oświad­cze­nie Świa­towej Fed­er­acji Głuchych, w którym napisano:

In the EU coun­tries Deaf peo­ple are able to obtain dri­ving licences while in other coun­tries, such as in some parts of Asia, Arab region and Africa, Deaf peo­ple are not allowed drive at all.

Czyli niniejszym Pol­ska, zami­ast do Unii Europe­jskiej, dołączyła do niek­tórych kra­jów arab­s­kich, azjaty­c­kich i afrykańs­kich.
W oświad­cze­niu tym Świa­towa Fed­er­acja Głuchych powołuje się również na bada­nia, z których wynika, że osoby niesłyszące powodują mniej wypad­ków dro­gowych niż słyszący. W wol­nej chwili poszukam szczegółów, ale jeśli ktoś już coś konkret­nego znalazł na ten temat, to bardzo proszę o linki.

Wiele osób, które nie mają na co dzień do czynienia z niesłyszą­cymi, nie rozu­mie, jak to możliwe, że osoba niesłysząca może bez­piecznie prowadzić samochód. A co z klak­sonem czy syg­nałem karetki — pytają. Postanow­iłam więc wyjaśnić to również tutaj.
Osoby, które od wielu lat nie słyszą, mają bardzo rozwiniętą zdol­ność korzys­ta­nia z infor­ma­cji wiz­ual­nej, sze­rokie pole widzenia i prowadząc samochód, uczą się korzys­tać z lus­terek, a nie pole­gać na swoim słuchu. Ja na przykład szy­b­ciej zauważę w lus­terkach, gdzie jest karetka, niż ogłus­zony muzyką czy gada­jący przez tele­fon słyszący kierowca. Mam prawo jazdy od 12 lat, czyli o wiele dłużej niż implant, prze­jechałam Europę w tę i z powrotem jeszcze przed oper­acją i nigdy nie miałam prob­lemu związanego z tym, że czegoś nie usłysza­łam. Sku­piam się na prowadze­niu całkowicie, ponieważ nie bardzo mogę roz­maw­iać z pasażerami, gadać przez tele­fon czy słuchać radia. Moi pasażerowie wiedzą, że jeśli chcą mi coś przekazać, muszą poczekać na czer­wone światło. Karetki i klak­sony aku­rat słyszę, ale jak już pisałam, ważniejsze jest dla mnie to, co widzę w lus­terkach.
Rozu­miem osoby niedawno ogłuchłe, które boją się prowadzić. One potrze­bują pewnego okresu adap­tacji do nowych warunków. Ale my jesteśmy przys­tosowani. Mamy również rozwinięty zmysł dotyku i po wibrac­jach rozpoz­na­jemy pracę sil­nika na różnych obrotach.

Czy to jest moment, żeby na serio rozważyć wyprowadzkę z Pol­ski? Doty­chczas uważałam, że wszys­tkie trud­ności tutaj mogę pokonać. Teraz? Nie będę mogła nawet jeździć na reha­bil­i­tację słu­chową do Kaje­tan — cóż za iro­nia, że najwięk­szy pol­ski ośrodek leczenia wad słuchu zna­j­duje się pod Warszawą i prak­ty­cznie nie ma do niego dojazdu komu­nikacją pub­liczną, nie licząc kilku kursów dzi­en­nie busikiem od najbliższej stacji kole­jki. To tylko jeden przykład. Kon­sek­wencje wprowadzenia tych przepisów dla osób Głuchych i niesłyszą­cych będą ogromne. Może nie dla mnie — ja mieszkam w Warsza­wie, mam dobrą komu­nikację w zasięgu, a w pracy nikt nie wymaga ode mnie prowadzenia samo­chodu. Ale wiele osób na skutek tych przepisów pozostanie bezro­bot­nymi na utrzy­ma­niu państwa.

Jed­nym prostym roz­porządze­niem, kilkoma zda­ni­ami, zro­biono ze wszys­t­kich Głuchych, niesłyszą­cych i wielu sła­bosłyszą­cych w Polsce osoby niepełnosprawne. Osoby, które w wielu przy­pad­kach nie będą mogły dalej pra­cować czy znaleźć pracy, odwozić dzieci do przed­szkola, pojechać na wakacje, zdane na łaskę innych.

O sprawie napisał również nieza­wodny ser­wis ONSI.

Posted in cyborg, po polsku | 18 Comments

Linki

Nowe linki z boku:

Ku światu dźwięków — bardzo ciekawa relacja Paola, nowego użytkown­ika implantu hybry­dowego — takiego, jaki ma Andel. Widzę, że pewne doświad­czenia są podobne niemal dla wszys­t­kich implan­towanych. Autorowi życzę powodzenia i będę czekać na nowe wpisy.

Mind hack­ing — moje wys­tąpi­e­nie sprzed niemal dwóch lat, kiedy to usiłowałam wytłu­maczyć grupie osób z całkiem innej branży, co to jest ten implant i dlaczego trzeba przepro­gramować sobie mózg. Dostępna jest prezen­tacja — po pol­sku — oraz film, niestety bez napisów.

Forum Klubu Śli­maczek — forum poświę­cone implan­tom, akty­wność zmi­enna — liczę na większą.

Posted in cyborg, Prasa i sieć | 1 Comment

Hybryda

Sur­fu­jąc sobie po necie dopiero teraz dostrzegłam, że coraz więcej stron poświęca tłu­maczeniom ludzi czym jest implant śli­makowy, czym hybryda, a czym baha. Jak dla mnie to bardzo dobrze, że naresz­cie ktoś potrafi spre­cy­zować i wyjaśnić konkret­nie o co biega, bo sama na początku nie wiele pamię­tałam z tego co mi lekarz mówił oprócz tego, że to duet apara­toim­plant, że się tak wyrażę :)

Dla tych, którzy naprawdę chcieliby posz­erzyć wiedzę odnośnie implantu hybry­dowego zapraszam pod ten link. Naprawdę pięknie objaśnione, z audio­gramem i obrazkiem jak odbiera się dźwięki w sys­temie Implantu Chochlear i pokusiłabym się nawet o to, że Medel Opus (popraw­cie mnie jeśli źle napisałam) dzi­ała na podob­nych funkc­jach co mój implant. Oczy­wiś­cie mogą wys­tępować pewne różnice, bo każdy implant jest indy­wid­u­al­nie ustaw­iany pod pac­jenta. Tutaj więcej informacji:

Nucleus Hybrid

Wró­ciłam z 3dniowej hos­pi­tal­iza­cji ze względu na kole­jne ustaw­ianie pro­gramów jak i kon­trolę badań. Mija właśnie rok od mojej oper­acji toteż sprawd­zono mi czy wszys­tko jest dobrze z elek­trodą ukrytą pod skórą. Zaled­wie po roku jestem zad­owolona z badań w ciszy, gdzie trzeba pow­tarzać wyrazy i najlep­szy dotąd wynik to 85%. Lep­sze wyniki osią­gałam w hałasie bo na 70%, potem 75% teraz stanęło na prawie 80%. Naprawdę żyć nie umierać, życie staje się piękne :) Pod­czas mody­fikowa­nia moich nowych ustaw­ień dr L. przetestował mnie czy potrafię bezbłęd­nie powtórzyć jego “Kasia”, “szafa”, “kasa” i “kasza” — bez czy­ta­nia z ust. Przyz­nam szcz­erze, że tylko raz na niego zerknęłam kiedy powiedział szeptem, gdyż nie byłam pewna co było pier­wsze kasa czy kasza. Sam był pozy­ty­wnie zaskoc­zony, że dobrze wypadłam. Pod­nieśliśmy w słuchawce akusty­cznej dźwięki basowe. Czuję się obec­nie tak, jakby mi ktoś przy­mo­cował do brody mikro­fon i słyszała dwa razy wyraźniej swój głos i wszys­tko dookoła. Przyz­nam bez bicia nie zamieniłabym mojego mod­elu na żaden inny. A brak słuchawki akusty­cznej potrafi być dla mnie jedną wielką dzi­urą w głowie i w słysze­niu. Miałam oczy­wiś­cie taką prz­erwę na skutek drob­nego wypadku, ale wszys­tko pomyśl­nie się wyjaśniło. Po wstaw­ie­niu trzech nowych pro­gramów i porów­na­niu mojego starego P4 z P1 stwierdz­iłam, że nie widzę żad­nej różnicy, za to P2 to strzał w 10, ponieważ P3 stanowi dla mnie wysiłek, gdyż wszys­tko jest ostre, wyraziste, zbyt wysoko ustaw­ione. Omi­jamy P4 i P1, pozostaję na 4 miesiące na P2, by po przyzwycza­je­niu się ustawić na P3 do wrześ­nia, kiedy to znowu wybiorę się na kole­jne ustaw­ie­nie. Zauważam kolos­alną różnicę, że kiedy zde­j­muję aparat, implant już nie jest dla mnie cicho ustaw­iony wręcz prze­ci­wnie dałabym sobie radę. Wracam do aparatu by zobaczyć czy będą różnice i nic. Nie ma podzi­ału, że implant lep­szy, czy aparat lep­szy, wszys­tko jest na równym poziomie co mnie bardzo cieszy.

Zapom­ni­ałam, że miałam przed­stawić moje pier­wsze odczu­cia co usłysza­łam, co mnie den­er­wowało itp. Więk­szość przykładów, które wymienię pow­tarzają się na forum, w którym w wol­nej chwili (a mało już mam tej wol­ności) się udzielam. O to dźwięki, które odkry­wałam sys­tem­aty­cznie od pier­wszego podłączenia 23 marca 2009 do obec­nej chwili:

–Pier­wszy raz usłysza­łam płynne ciche “s” jak syk

–usłysza­łam lejącą się wodę choć pomyliłam ją z “sz”

–byłam wstanie usłyszeć 3szeregi głosek: ciszące, syczące i szumiące

–usłysza­łam różną barwę ptaków, choć na początku mnie iry­towało ich śpiewanie

–fortepian, skrzypce, harfa i inne instru­menty w których w aparat­ach nie byłam wstanie usłyszeć

–szept, co prawda z rozu­mie­niem jest jeszcze problem

–słyszeć cicho ustaw­iony TV będąc w kuchni

- będąc w pokoju słyszeć co w kuchni się dzieje choćby obieranie marchewki tzw. dzi­wne skrobanie

- dzięki implan­towi naresz­cie swo­bod­nie mogę notować ze słuchu i nie potrzebne mi patrze­nie na usta wykład­ow­ców. Co najwyżej w skra­jnych przypadkach

–najwięk­szy szok stanowił dla mnie skwier­czący tłuszcz na patelni

Dużo rzeczy na początku bardzo mnie drażniły:

- woda — pod każdą czyn­noś­cią 2 tygod­nie oswa­jałam się z tym dźwiękiem

- gwiz­danie — nawet jak robi to cza­jnik, osoba czy ptaki ćwierkają nic tylko zabić

- reklamówki — tydzień zajęło mi na przyzwycza­je­nie się do tego dźwięku

- płacz dziecka czy to wrzeszczy, piszczy, płacze aż mnie cia­rki prze­chodz­iły po plecach

- jakakol­wiek muzyka czy odt­warzana na lap­topie czy w radiu typu pop, rock itp

- pisanie na klaw­iaturze, piękne wspom­nienia pisaniem ołówkiem z gumką

–skam­le­nie psa i odgłos drep­ta­nia po panelach

–kartkowanie kartek

–stare dźwięki w telefonach

I moje piękne odkrycia inspirowane muzyka fortepi­anową. Granie cichych klaw­iszy odkry­tych dopiero w implan­cie sprawił u mnie nieza­pom­ni­any zach­wyt nad wirtuozją, jakim jest kom­ponowanie muzyki klasycznej.

Yiruma River Flows In You

Bella\‘s Lul­laby

Pro­tect The Stars

Miłego słucha­nia życzę wszys­tkim odkrywcom :)

Posted in Andel, nauka, po polsku, Prasa i sieć | 1 Comment

Mija prawie rok

Nie wiem jak wy wszyscy długo musieliś­cie czekać na ter­min oper­acji, ale byłam naprawdę zdzi­wiona, że mi po miesiącu zadz­wonili. Mój przy­ja­ciel czekał stan­dar­d­owe pół roku. Ter­min miałam ustalony na 25 lutego toteż dzień wcześniej kazali mi przy­jechać. Gdy się pokaza­łam w klin­ice kazano mi się zgłosić do anestezjologa. Myślałam wów­czas, że tam korze­nie zapuszczę, wysiedzi­ałam się ze 2 godziny. Obe­jrzeli doku­men­tacje, przeczy­tali, że “Piramida kości skro­niowych jest praw­idłowa” i odrzekli, że jutro oper­acja się odbędzie. Potem już tylko do pokoju gdzie miałam przy­jem­ność poz­nać Ste­f­cia z jego mamą (serdecznie Was poz­draw­iam!). Kiedy był wiec­zorem obchód lekarski miałam przy­jem­ność dowiedzieć się jaki model implantu będę mieć. Wybrali mi model “Cochlear Nucleus Free­dom Hybrid”. Dowiedzi­ałam się wów­czas, że moja oper­acja odbędzie się raczej w piątek 28 lutego ponieważ kto inny miał mnie oper­ować. Między poko­jami spo­tykałam się z Werą i jej synkiem. Przy­na­jm­niej ich towarzystwo i jej rodziny spraw­iało mi przy­jem­ność, że czas szy­bko leci. Oczy­wiś­cie na drugi dzień nie obyło się bez niespodzianki, kiedy pielęg­niarka mnie budzi, że mam się szykować do zabiegu, wziąć kąpiel itp. Zde­zori­en­towana pytam, ale miałam mieć inny ter­min. Poszła zapy­tać, by za chwilę sprowadzić mnie do pokoju, gdzie odsyłano pac­jen­tów po zab­ie­gach. Całe dwa dni spędz­iłam na czy­ta­niu myśląc, że będę miała spore zaległości…28 luty budzi mnie zimny poranek godziny 6! Oczy­wiś­cie mam być na czczo, co najwyżej troszeczkę wody wolno misię napić. Czekam mija godz­ina 7, mija godz­ina 8; już czuję jak żołądek mi gra, mija godz­ina 10 i 11 i zjawia się pan dr R. bo pielęg­niarki sobie zapom­ni­ały, że ja prze­cież bada­nia audi­o­log­iczne miałam mieć. No tak skleroza nie boli…więc szy­bko na bada­nia i coraz bardziej słyszę jak mi żołądek wydaje piękne dźwięki. W końcu drzwi się otworzyły zro­biła mi pani audi­olog bada­nia, dała wycisk wkładki, na akusty­czną słuchawkę (to ma być ten model Hybry­dowy słuchawka akustyczna+implant) i wracam do swo­jego pokoju. Po drodze mijam się z Werą i jej synkiem bo ich wypuszczali do domu. Prawie zbliża się już 12 kiedy spoglą­dam ostatni raz na swoje aparaty w myślach się żeg­na­jąc z prawym przy­ja­cielem zausznym, kiedy pielęg­niarka prowadzi mnie już pod salę oper­a­cyjną. Czekam przed wielkimi met­alowymi drzwiami. Czy się den­er­wuję? Nie skądże znowu, bardziej się stre­sowałam egza­m­i­nami pod­czas sesji stu­denck­iej. Nagle się one otwier­ają i jestem zdzi­wiona, bo zawsze sala oper­a­cyjna kojarzyła mi się w kolorze zielonym, a nie niebieskim. Kładę się na stół, dają mi kro­plówkę i po chwili widzę pro­fe­sora Skarżyńskiego, który mówi mi z uśmiechem “dobra­noc”. Pamię­tam tylko, że zam­ru­gałam trzy razy i.…zasnęłam. Budzę się w innej sali, patrzę na zegarek godz­ina 15, czuję się śpiąca, pośpię sobie jeszcze…otwieram ponownie oczy 15:20 i czuję, że mi mdło. Aha, skutki uboczne narkozy. Oczy­wiś­cie każdy inaczej reaguje, ale u mnie no cóż bywało lep­iej niż po narkozie. W takim razie odwiozły mnie pielęg­niarki na wózku bo czułam się tak, jak­bym zeszła z kołowrotka po 6 obro­cie. Zas­nęłam ponownie na posła­niu, a głowa mi tak ciążyła, jak­bym dostała dwie cegłówki pod ban­dażem. Bólu nie pamię­tam i baaa nawet po odstaw­ie­niu zas­trzyków prze­ci­w­bólowych i wymiotnych nie przy­pom­i­nam sobie bym narzekała na ból głowy, co najwyżej na zawroty. Przes­pałam całe popołud­nie i noc, pomi­ja­jąc tylko esy do najbliższych, że już wszys­tko po. W nocy źle mi się spało ze względu na ciężki dren. Nas­tał drugi dzień i znów zawroty i smak narkozy w ustach. Miałam obchód lekarki, gdzie przyszedł mnie obe­jrzeć pro­fe­sor. Miły lekarz z powołaniem, który zna się na rzeczy. Życzę każdemu takiego pro­fesjon­al­nego lekarza choćby w przy­chodni. Zostałam odd­ele­gowana na piętro niżej do pokoju, gdzie inni pac­jenci już są po wsze­la­kich zab­ie­gach. Trafiła mi się miła starsza pani po zabiegu, a ja z tur­banem na głowie. W sumie to fajnie było siebie ujrzeć w lus­trze. Kucyk na głowie, pół włosów wycię­tych i duży opa­trunek na głowie. :) Oczy­wiś­cie kubki smakowe po prawej stronie straciłam (tylko na tydzień) bo wyobraź­cie sobie jak smakuje mar­garyna pod­czas gdy ja miałam wraże­nie, że żuję gumę do żucia bez smaku. Przetrzy­mali mnie do 2 marca. 9 marca miałam ścią­ganie szwów, strasznie mnie swędzi­ały i baaa podobał mi się mój fryz warkocz z pozostałych włosów i w ekspre­sowym tem­pie ros­nące kró­ci­utkie włoski. Umówiłam się na 23 marca na podłącze­nie. Im bliżej było tym bardziej się wściekałam, że tylko z jed­nym aparatem muszę słuchać. Dwa dni przed przy­jaz­dem zro­biła mi się taka poduszka, jakby mi bul­go­tało. Żadna woda mi nie zalała ucha, bo przestrze­gałam reguł, ale przy­ja­ciel wyjaśnił mi, że miał to samo i na drugi dzień przeszło. Skończyło się na stra­chu oczy­wiś­cie, bo miał rację. Dzień pier­wszego podłączenia nie zapomnę nigdy. Bałam się to oczy­wiste, ale kiedy powiedziano mi, że elek­troda dzi­ała bez zarzutów odetch­nęłam z ulgą. Po chwili poczułam dzi­wne uczu­cie, jakby mi wszys­tko wyło w głowie, czułam się w pewnej chwili niczym Neo z “Matrixa”. Słysza­łam głos inżynierki, ale nie potrafiłam do końca jej zrozu­mieć, bo miałam wraże­nie jak­bym echo słyszała, to wyje i wyje. Te wycie jest na początku całkowicie nor­malne, z cza­sem prze­chodzi. Początki są naj­gorsze. Kiedy wszys­tko ustaw­iłyśmy, co dla mnie za głośno, że głos był za cicho itp. powiedzi­ała “s”. Byłam w wielkim szoku, ponieważ charak­terysty­czna głoska w aparat­ach brzmi­ała dla mnie tylko na zasadzie, zaciśnię­cie zębów i powi­etrze wychodzi. Teraz dzięki implan­towi usłysza­łam porządny syk. Po chwili wstała i stanęła za mną. Zabroniła mi się odwracać i usłysza­łam długie “sz”, tylko, że to nie było “sz” charak­terysty­czne dla mnie. Wiecie co to było? Woda cieknąca z kranu. Naprawdę takiego szoku to ja przez całe swoje życie nie przeżyłam. Wyszłam na kory­tarz i pojawił się zgrzyt. Kocham dzieci, ale wów­czas na kory­tarzu robiły wszys­tkie możliwe czyn­ności: bie­gały, piszczały, płakały, wrzeszczały, krzy­czały itp., że miałam ochotę je zabić, a implant wyłączyć. Ale nie, ja jestem uparta i przetrzy­małam te nieprzy­jemne dźwięki. Kole­jny szok to uru­chomie­nie samo­chodu przez męża Wery. Miałam wraże­nie, jakby odkryto maskę samo­chodową i mogła ujrzeć jak sil­nik pracuje. Z nad­mi­aru emocji czułam, że robi mi się trochę niedo­brze, ale przeszło równie szy­bko jak się pojaw­iło. Do domu jechałam ze świado­moś­cią, że czeka mnie dużo ciekawych niespodzianek ze słyszeniem.

I tak o to mija rok od mojej oper­acji. Szy­bko zle­ci­ało prawda? Efekty są kolos­alne. Przed­stawię je w następ­nej notce i naj­moc­niej przepraszam zain­tere­sowanych moją długo miesięczną nieobec­noś­cią. Postaram się raz na tydzień do miesiąca min­i­mum umieszczać notki.

PS. Tak wygląda implant Choclear Nucleus Free­dom Hybrid, różni się tylko od zwykłego Implantu tym, że Hybryda zaw­iera akusty­czną wkładkę dzi­ała­jąca jak aparat dla tych, co maję zachowane reszki słu­chowe na pas­mach nis­kich częs­totli­wości. Więcej wyjaśnienia zna­jdziecie tutaj:

Paolo

Śli­maczek

Hybryda

Posted in Andel, po polsku | 2 Comments

Sport

Jak to jest z implantem śli­makowym i sportem?

Kiedy jestem w mieś­cie, ze sportów upraw­iam niemal wyłącznie pły­wanie. Wiadomo, co wtedy zro­bić z pro­ce­sorem czy aparatem: trzeba go schować i założyć dopiero po wysusze­niu włosów — przy­na­jm­niej ja bardzo niechęt­nie zakładam elek­tron­ikę na mokrą głowę.
A jak jest z innymi sportami? Pamię­tam, że jak kiedyś chodz­iłam na siłownię (miałam wtedy dwa aparaty), prob­le­mem było poce­nie się w okol­icy uszu. Jed­nak nasze urządzenia są przys­tosowane do tego, by taką wilgoć wytrzymy­wać, cho­ciaż należałoby je osuszać w nocy.
Z powodów niezwiązanych ze słuchem czy z implantem nie mogę upraw­iać sportów kon­tak­towych i ura­zowych, a w gry zespołowe ostat­nio grałam w liceum, więc raczej nie mam prob­lemu, że pro­ce­sor mi spad­nie albo że trafi w niego cios czy piłka. W aparat­ach zausznych grałam w koszykówkę i nigdy nic się nie stało, jed­nak nie wiem, czy pro­ce­sor nie mógłby spaść z ucha w takiej sytuacji.

Osobny rozdział to sporty wodne. Pod­czas min­ionych wakacji pły­wałam trochę na kajakach. Były to krótkie, kilku­godzinne wycieczki. Przyz­nam się, że w ogóle nie zabier­ałam na nie pro­ce­sora ani aparatu. Zwykle noszę go cały dzień i nie zde­j­muję, żeby np. odpocząć, ale na kajak jed­nak się bałam. Za blisko do wody, można zostać ochla­pa­nym. Aby komu­nikacja była możliwa, osoba, która ze mną pły­wała, musi­ała siedzieć przede mną. Zamierzam się wybrać kiedyś na dłuższą wyprawę kajakową. Schować pro­ce­sor bardzo głęboko w bagażu, owinięty w folię, czy może jed­nak go zakładać? A jak się kajak przewróci?

Może jestem zbyt ostrożna? Co Wy robi­cie z waszymi pro­ce­so­rami na kajakach? Jak sobie radzi­cie na żaglach? Upraw­ia­cie sporty walki, gry zespołowe? Zde­j­mu­je­cie pro­ce­sory czy nie prze­j­mu­je­cie się niczym? Mocu­je­cie je jakoś? Proszę o komentarze.

Posted in cyborg, po polsku | 19 Comments

Od aparatów do implantu

Na dzień dobry powiem, że nie spodziewałam się tylu komen­tarzy pod swoim pier­wszym postem za co szcz­erze dziękuję :) Mam nadzieję, że wybaczy­cie mi miesięczną nieobec­ność? Na wakacje zasługuje każdy szczegól­nie wymęc­zony psy­chicznie stu­dent :D

W poprzed­nim debi­u­cie wspom­ni­ałam, że aparaty stały się moim prze­wod­nikiem przez 15 lat. Pewnie, że były wzloty i upadki cza­sami nie akcep­towałam tego, że dokuczano mi tek­stami “ona jest głucha” i inne epitety, ale z cza­sem umoc­niło tylko mój charak­ter. Uod­porniłam się. Każdy musi coś prze­jść przez życie. Nie jest miłe, ale w niek­tórych przy­pad­kach chyba konieczne…

Aparaty przez bardzo długi okres były dla mnie samowystar­czalne. Począwszy od zwykłych anal­o­gowych, które szy­b­ciej łapały połączenia, że komuś przyjdzie sms na komórkę czy tele­fon domowy zadz­woni. Często się śmi­ałam w domu, że robiłam za automaty­czną sekre­tarkę z wyprzedze­niem 2 minut za nim dotarła wiado­mość. Idąc do 2 klasy liceum zmieniłam analogówki Phonaki na cyfrowe Suphero412. Przez dwa tygod­nie myślałam, że szału dostanę, szczegól­nie gdy karetki na syg­nale prze­jeżdżały. Spadały mi decy­bele o pół tona niżej. Czyli idąc z mamą na spacer czy ze zna­jomym kaza­łam im przez chwilę mil­czeć bo nic nie zrozu­miem słysząc karetkę. Jedyny pro­gram jaki najczęś­ciej uży­wałam to pro­gram 1 i 3, kiedy tata się ze mną drażnił nie chcąc mi pogłośnić telewizor. Uwierz­cie mi kochanych rodz­iców mam :) i cza­sami wiem, że nie dokuczali mi spec­jal­nie tylko wymuszali na mnie by użyć mimo wszys­tko móz­gown­icy i reje­strować dźwięki. Podam przykłady różnic jak odbier­ałam w dwóch różnych aparat­ach. Przy­pom­ina mi się zdarze­nie w 3 klasie gim­nazjum, kiedy wów­czas miałam anal­o­gowy aparat. Prz­erwa. Nauczy­cielka pol­skiego idzie pod drzwi, ja w pier­wszym rzędzie trze­cia od okna i podaje treść zadania:

-“Moja recepta na szczęś­cie

Wszys­tko fajnie, tylko, że hałas na kory­tarzu zniek­sz­tał­cił jej głos, że wyła­pałam końcówki mo, re na szczęś­cie. Zde­zori­en­towana spo­jrza­łam na moja koleżankę i pytam: “O jakie morele na szczęś­cie chodzi?”

Sytu­acja w liceum z aparatami cyfrowymi. Miałam dobrego polonistę, ale w sposób jaki dyk­tanda robił zawsze przypraw­iało mnie o wrzenie…Raz nie napisałam mu więk­szej połowy niż on dyk­tował. Ile przy tym awan­tury było. Dopiero logopeda mu wyjaśniła w czym rzecz. Chyba więk­szość osób niesłyszą­cych nie lubi dyk­tand. Jedyny plus cyfrowych aparatów to fakt, że przes­tałam wyczuwać połączenia, kiedy pół klasy pod ławka pisała na komórkach. Towarzyszyły mi aż do pier­wszego roku studiów. Przez pier­wszy semestr zimowy było znośnie, pomi­ja­jąc tylko wykłady…Semestr letni jed­nak okazał się par­ciem na szkło…Nie radz­iłam sobie. Zaczęłam tylko słuchać i czy­tać z ust, a notatki kserować. Jestem upartą osobą i na słowo implant odru­chowo mówiłam NIE! Jedyne osiąg­nię­cie jakie uzyskała moja logope­dka to fakt, że pojechałam do Warszawy na bada­nia w lipcu 2008. Wów­czas zapisali mnie na wiz­ytę do Kaje­tan. Jeszcze wtedy do mnie nie docier­ało, jak diame­tral­nie zmieni mi się życie. Nie potrafię dokład­nie spre­cy­zować co mnie tak odrzu­cało prze­ciw implan­tom. Tłu­macze­nie, że mi się to nie podobało jest dla mnie bez celowe i nieco dziecinne, kiedy ja dorosła już kobi­eta takimi argu­men­tami się broniłam. Nie czułam potrzeby, a raczej nie był mi on potrzebny. Próbowałam sobie tłu­maczyć, że jak tyle razy dawałam sobie radę to i w aparat­ach mi się też uda, ale no cóż nie zawsze jest jed­nak wszys­tko ok. Im częś­ciej logope­dka pytała mnie jak na stu­di­ach i widzi­ała mnie przygnębioną, a ja wściekałam się, że grupa nie do wszys­tkie chce mi dawać notatki oga­r­ni­ała mnie roz­pacz i bezsil­ność. Wów­czas poz­nałam kolegę z implantem chyba jeszcze tych początkowych co wchodz­iły do Pol­ski, bo Free­doma nie miał. Widzi­ałam jak mówił i raczej mało co rozu­miał jak się do niego mówiło. On z kolei był pod wraże­niem, że ja mówię, radzę sobie na trud­nym kierunku. Roz­maw­ia­jąc z nim i raz zwierza­jąc mu się sam był bardzo prze­ci­wny żebym się implan­towała, że mogę tego pożałować, że gdyby mógł cofnąć czas nie zde­cy­dował by się na ten krok. Dziś nie utrzy­muje ze mną kontaktów…Mimo to do Warszawy pojechałam, dali mi tez zwol­nie­nie z języków, kiedy dowiedzieli się jakich się muszę uczyć…Tutaj schody są nie do przeskoczenia bo i tak trzeba się uczyć. Dobrze, że niemiecki jest moim biegłym językiem bo bym już nie wiem co zro­biła. Początek drugiego roku i z wykładami było coraz gorzej, a prze­cież słuch mi się nie pog­a­rszał. W końcu sty­czeń się ukazał i pojechałam na kwal­i­fikację. Nadal byłam roz­darta, że nie…ale gdzieś drugi głos pod­powiadał, że może jed­nak to jest to czego w aparat­ach mi już brakuje? Czyli lep­szego rozu­mowa­nia i słyszenia? W takim razie badań nie było końca, zdi­ag­no­zowano mi znaczny<głęboki> niedosłuch obus­tronny stromo opada­jący. Zawsze w kar­totece było, ze mam umi­arkowany niedosłuch. Ze wszys­t­kich najmilej wspom­i­nam roz­mowę z P. Mał­gosią. Sama ma implant więc mając wielkie pyta­nia o wady, zalety, ryzyko i czy naprawdę warto, resztę pytań nie pamię­tam zostałam sama ze swoimi pyta­ni­ami, prze­myśle­ni­ami. Kiedy nad­szedł dzień wyp­isu i roz­mowa z d. Piotrowską padło zdanie : “Kwal­i­fikuje się pani. Tylko czy pani tego chce? Bo duże wyma­gania pani stawia co do implantu”. Przed­staw­iła mi ryzyko pokazu­jąc dia­gram co mogę stracić, a co zyskać. Mil­cza­łam z 10 minut będąc obser­wowana przez nią, kiedy samo ze mnie w nerwach padło: “Chcę zaryzykować”. Wraca­jąc do domu nadal byłam w rozterce, że a jak się nie uda, czy warto jeśli nie wrócę do aparatów < słynny tekst pani dok­tor z samo­chodami starym i lep­szym mod­elem>. Roz­maw­ia­jąc jed­nak ze sto­ickim spoko­jem z mamą, która mnie wysłuchała i sama mądrze pod­sunęła swoje spostrzeże­nia zapisałam się na pobranie krwi, tomo­grafię itp. sku­pi­a­jąc się już jed­nak na sesji. Kom­plet­nie wtedy zapom­ni­ałam, że boję się implantu, oper­acji wszys­tko co z nim związane, kiedy nagle wal­cząc z przez­ię­bi­e­niem tuż przed egza­m­i­nami< to już się staje chyba normą> tele­fon z Kaje­tan. Zapy­tali czy mam gotowe doku­menty bo chcieli mnie już wziąć na 15 lutego w porę udało mi się na 25 lutego. Wielkie było moje zaskocze­nie gdyż myślałam, że ter­miny są półroczne, a tu miesiąc od kwal­i­fikacji. Nie było jed­nak już paniki, czarnych myśli. Był spokój i pytanie “Jak to będzie już po”.

Posted in Andel, po polsku | 4 Comments

Baterie — problem!

Wkurzyłam się.

Od początku uży­wam do pro­ce­sora baterii Ray­ovac. Kiedyś jedna zmi­ana star­czała mi na 4–5 dni, później, po którymś pro­gramowa­niu, na 3–4 dni. Po ostat­nim pro­gramowa­niu zuży­cie skoczyło do 2 dni na zmi­anę — zaniepokoiłam się, ale po sprawdze­niu okazało się, że na tym pro­gramie przewidy­wane jest ok. 27 godzin dzi­ała­nia pro­ce­sora na jed­nym kom­ple­cie baterii. Czyli 2 dni przy moim try­bie życia, cza­sem mniej. Zgadzało się.
Baterie kupowałam zwykle u warsza­wskiego dys­try­b­u­tora firmy Ray­ovac, raz czy dwa w znanej hur­towni w Gdańsku (nieco taniej, ale z przesyłką podob­nie, no i trzeba czekać, aż dotrą). Nigdy nie miałam z warsza­wskim dys­try­b­u­torem prob­lemów, raz udało mi się kupić dużą par­tię ze znaczną zniżką. Jakość była doskon­ała, tzn. baterie zachowywały się w sposób przewidy­walny. Wszys­tko fajnie.
Po tej akcji ze zniżką wybrałam się kupić baterie jeszcze raz do dys­try­b­u­tora. Zniżki już nie dostałam, zapłaciłam nawet więcej, niż deklarowali przedtem przez tele­fon (zna­joma załatwiała). Niewiele więcej, więc nic nie powiedzi­ałam. Po dwóch czy trzech tygod­ni­ach, kiedy skończyły mi się wszys­tkie baterie z poprzed­niej par­tii i zaczęłam zuży­wać nowe, zauważyłam, że coś jest nie tak. Zabrało mi to parę dni, bo już od dawna nie notuję, kiedy zmieniam baterie, robię to odru­chowo i nie zwracam uwagi. Ale jed­nak dwie zmi­any w ciągu jed­nego dnia już zauważyłam. Zbadałam sprawę — okazało się, że nowe baterie pracują, bardzo kon­sek­went­nie, 8–9 godzin. Nietrudno zauważyć, że to jedna trze­cia czasu, który jest dla nich przewidziany. Zapłaciłam zatem trzy razy więcej, niż powin­nam, pomi­ja­jąc już niewygodę związaną z ciągłym wymieni­an­iem. Poszłam reklam­ować. Tu muszę oddać dys­try­b­u­torowi spraw­iedli­wość: przyjęli rekla­mację bez mrug­nię­cia okiem i wymie­nili jedno duże pudełko (120 szt.) na dwa małe (60 szt.) O tych małych wiedzi­ałam, że powinny być dobre, ponieważ zamaw­iałam je dla kogo innego i on nie zgłaszał problemów.

Jed­nak nie jestem zad­owolona. Te baterie miały mi star­czyć do końca wakacji, a właśnie musi­ałam kupić kole­jne pudełko. Cza­sami star­czają na dwa dni, ale często muszę zmieniać codzi­en­nie — nie mierzyłam, ale na moje oko daje to jakieś kilka­naś­cie godzin dzi­ała­nia. Mało.

Mogłabym pomyśleć, że źle te baterie prze­chowuję. W sumie na tę szafkę, w której je trzy­mam, cza­sem pada słońce. Ale w tym samym cza­sie odezwały się głosy na Forum Śli­maczek, że inni mają tak samo — właśnie z bate­ri­ami Ray­ovaca, zarówno kupowanymi u dys­try­b­u­tora w Warsza­wie, jak i z hur­towni w Gdańsku. Na innym forum wypowiedział się pan z Medicusa (pol­ski dys­try­b­u­tor Cochleara), że jest lato, wilgoć i tak ma być. Tylko że to jest już moje trze­cie lato z tym pro­ce­sorem i nie miałam przedtem takich problemów.

Mówimy tu o konkret­nych kosz­tach. Pudełko 60 szt. baterii kosz­tuje 110–124 zł (wiem, że można kupić za 100, ale doliczam koszty przesyłki). Jeden kom­plet baterii do pro­ce­sora to 3 sztuki. Czyli, gdyby trzeba było zmieniać baterie codzi­en­nie, kosz­towałoby to 180 zł na miesiąc. Stan­dard to jest jed­nak 2–4 dni, czyli ok. 50–90 zł na miesiąc. I teraz proszę sobie wyobrazić, że do Pol­ski trafiła cała par­tia baterii(*), najpop­u­larniejszych wśród cyborgów ze względu na cenę i jakość, które de facto kosz­tują dwa razy tyle. I wszys­tkie cyborgi w Polsce (albo i nie tylko w Polsce) prędzej czy później trafią na baterie z tej par­tii i zapłacą. A co, jeśli ten spadek jakości jest per­ma­nentny i nastąpił np. na skutek obcię­cia kosztów w fab­ryce? Wtedy, moje dro­gie cyborgi, mamy przerąbane.

Jed­nocześnie na rynek trafiły nowe baterie Ray­ovaca, z napisem Cochlear, podob­nież 30% lep­sze (nie testowałam), za to 50% droższe. Nie żar­tuję, zapro­ponowano mi pudełko tych baterii w cenie 190 zł, pod­czas gdy zwykłe kupiłam za 124 zł. I znów — wiem, że można kupić taniej, po wakac­jach spróbuję, teraz nie doczekałabym się przesyłki przed wyjaz­dem.
Nie znoszę teorii spiskowych, ale ten zbieg okoliczności mnie… smuci.

Dodatkowe minusy dla dys­try­b­u­tora:
– przestali czy­tać maile, co zmusza mnie do jeżdże­nia na Insta­la­torów bez pewności, że cokol­wiek załatwię;
– kiedy zwró­ciłam uwagę, że baterie mają gorszą jakość i rapor­tują to wszyscy użytkown­icy, pan tylko powiedział “innych nie mamy” i gen­er­al­nie nie wyglą­dał, jakby zamierzał cokol­wiek z tym zro­bić, choćby zgłosić do pro­du­centa;
– sprzedają baterie w detalu drożej niż gdzie indziej. Tyle że ja zawsze potrze­buję “na już”, więc wolę do nich jeździć niż zamaw­iać przez sieć.
– obiecy­wali nam z koleżankami zniżki, jeśli będziemy zamaw­iać razem i więcej. Zniżkę dostałyśmy raz, przedtem i potem sprzedawali nam baterie po pełnej cenie detal­icznej, takiej samej, jak kiedy przy­chodz­iłam tam sama.

Królowa nie jest zachwycona.

Dobra. Kon­struk­ty­wnie. Jakie zna­cie alter­natywy dla Ray­ovaca? Gdzie się je kupuje i za ile?
Dura­celle, kiedy ostat­nio testowałam, były gorsze i droższe, ale oczy­wiś­cie to się mogło zmienić. Nie wiem nawet, gdzie je kupować w iloś­ci­ach hur­towych, tak, by kosz­towały poniżej 2 zł za sztukę. Renata Mara­tone miały takie sobie opinie. Ale teraz takie opinie mają Ray­ovaki. Co jeszcze? Czy ktoś miał doświad­cze­nie z nowymi bate­ri­ami Ray­ovaca, tymi do implantów?

(*)Chodzi o baterie z datą przy­dat­ności początek (luty) 2013 r. Szczegól­nie wadliwe były te w dużych pudełkach, po 120 szt.

Posted in cyborg, po polsku | 27 Comments

Ze świata

Na ONSI.pl pojawił się wywiad z Deanne Bray, aktorką gra­jącą główną rolę w seri­alu “F.B.Eyes” (Sue Thomas: Słyszące oczy FBI), niedługo ma się też pojawić w seri­alu “Heroes”. Wywiad przeprowadził Prze­mysław Osuch z ONSI.pl, tłu­macze­nie cyborga. Warto przeczytać.

Posted in cyborg, po polsku, Prasa i sieć | Leave a comment

My Life

Czy przy­chodząc na świat spodziewałam się, że będę osobą niesłyszącą? Chyba nie. Zważy­wszy na to, że do 3 roku życia słysza­łam i mówiłam płyn­nie. Z cza­sem zaczęłam gubić głoski, od prawej strony ucha nie reagowałam, więc coś zaczęło być nie tak…Nie było płyn­nego słowa herbata, tylko kel­bata, nie kiełbasa tylko kiel­bacha. Dziś spoko­jnie mogę zdi­ag­no­zować dys­lalię głoskową, jaką wów­czas posi­adałam. Do dzisiaj nie mam postaw­ionej jed­noz­nacznej przy­czyny, dlaczego nagle straciłam słuch. Czy dlat­ego, że urodz­iłam się w 7 miesiącu ciąży? Czy może przewlekła choroba, niestety niewylec­zona praw­idłowo czy w żłobku się coś mogło ze mną stać? W takim razie zaa­para­towana dostałam tuż przed pójś­ciem do zerówki, bo dostać się do Warszawy w tam­tym okre­sie to było coś wielkiego. Diag­noza była jed­noz­naczna — Głęboki Obus­tronny Niedosłuch Czuciowo-Nerwowy.
W Insty­tu­cie Patologii Słuchu i Mowy przecier­ali oczy ze zdu­mienia, że jak to możliwe, że dziecko mówi. Nauczyłam się czy­tać z ust. W mojej rodzinie wszyscy słyszą, więc rodz­ice stwierdzili, że zro­bią wszys­tko bym mówiła, nie chcieli być uciekła w stronę miga­nia. Chcieli mnie usamodziel­nić w życiu dorosłym. Tak, więc zaczy­na­jąc naukę w “zerówce” dostałam swoje pier­wsze aparaty, z tamtego okresu pamię­tam, że dosyć często chorowałam też na zapale­nia ucha środ­kowego. Nie przy­puszcza­łabym, że przez cały mój okres życia aparat stanie się moją częś­cią, przy­ja­cielem, bez którego nie będę mogła żyć. Owszem porozu­miewałam się bez noszenia aparatów, czy­ta­jąc z ust, ale mimo wszys­tko inaczej się czułam, wiedząc, że słyszę. Przez 15 lat aparaty stały się moimi prze­wod­nikami po świecie słyszą­cym, które z wiadomych przy­czyn poz­woliły mi kon­tyn­uować Szkołę Pod­sta­wową, Gim­nazjum i Liceum Ogól­nok­sz­tałcące uczęszcza­jąc tak naprawdę do masówki. Obec­nie moje Gim­nazjum nosi nazwę z Odd­zi­ałami Inte­gra­cyjnymi. Mając 16 lat pamię­tam pier­wsze roz­mowy z moją logopedą, która również od początku mojej reha­bil­i­tacji mi towarzyszy o implan­cie. Po pier­wsze implant bardzo mi się nie podobał, nie czułam potrzeby by ryzykować, po drugie aparaty wystar­cza­jąco mi poma­gały przez okres mojego szkol­nictwa. Matura stała się biletem do mojej dal­szej przyszłości, wiedzi­ałam już, co chcę robić. Marzyłam o sur­dope­d­a­gog­ice, z pewnych względów nie udało mi się dostać na Uni­w­er­sytet Ped­a­gog­iczny. O przykrej akcji wspom­i­nać nie będę, dostałam się u siebie do Państ­wowej Wyższej Szkoły Zawodowej na Filologię Pol­ską z porad­nictwem logope­dy­cznym. Plany nieco odmi­enne, ale stwierdz­iłam, że pody­plo­mową sur­dope­d­a­gogikę ukończę po ukończe­niu FP. Stu­dia rozpoczęły moje dorosłe życie i anal­izę tego, co osiągnęłam, a czego mi brakuje. Wtedy gdzieś w środku zaczęła dojrze­wać moja decyzja do pod­ję­cia oper­acji wczepi­enia implantu.

Posted in Andel, po polsku | 9 Comments

Nowa autorka!

Witamy Andel na blogu! Więcej napisze o sobie sama.

A cyborg ma do napisa­nia parę rzeczy, ale albo nie ma czasu, albo Inter­netu. Nowa notka będzie, ale jeszcze nie wiem kiedy :-)

Posted in po polsku | Leave a comment

Trening

Piątego marca miałam w Kaje­tanach kole­jne spotkanie z dr inż. L. Na tes­tach wyszło mi to co zawsze, czyli raptem kilka rozpoz­nanych słów w teś­cie słów jed­no­sy­labowych — cały czas, słucha­jąc ich, miałam uczu­cie, że brzmią zna­jomo, i gdy­bym tylko miała więcej czasu, albo gdyby tylko mi to powtórzyć jeszcze raz czy dwa, to rozpoz­nałabym słowo. Frus­tru­jące. Testy psy­choakusty­czne, dla odmi­any, wychodzą mi podobno w miarę w normie. Nowym ele­mentem wiz­yty była pra­cow­nia głosu. Musi­ałam powiedzieć do mikro­fonu trzy długie samogłoski: A, E oraz I. Zdaje się, że to ma być mate­riał do póżniejszych porów­nań, czy moja mowa się zmieniła. Powiedziano mi, że mój głos jest trochę niesta­bilny, z czego zresztą zdaję sobie sprawę, pani E. na zaję­ci­ach z emisji zwracała mi na to uwagę.

Naj­ciekawsze było jak zwykle pro­gramowanie pro­ce­sora. Dr inż. L. sam zro­bił mi testy psy­choakusty­czne i stwierdził, że doty­chcza­sowy tren­ing przyniósł rezul­taty. Tren­ing ten miał na celu zwięk­sze­nie dynamiki dźwięku, czyli rozpię­tości pomiędzy naj­ci­ch­szymi a najgłośniejszymi dźwiękami, które słysza­łam. Ponieważ z dol­nym pro­giem słyszenia niewiele da się zro­bić, to trzeba było popra­cować nad górnym, czyli zwięk­szyć tol­er­ancję mojej kory słu­chowej, “rozepch­nąć” ją trochę. Jak już pisałam, pole­gało to na wzmoc­nie­niu poprzed­niego pro­gramu. Dr inż. L. był usatys­fakcjonowany wynikiem i tym razem nie zwięk­szył mi już mocy. Zmi­ana pro­gramu pole­gała tym razem na lekkim wzmoc­nie­niu środ­kowych częs­totli­wości, ponieważ stwierdz­iłam, że słabo słyszę w mowie głoski takie jak l, j, r — czyli te ze środka skali. Jeśli wierzyć wykre­sowi, to na wszys­t­kich częs­totli­woś­ci­ach mam teraz podobną moc sygnału.

Nato­mi­ast w trak­cie tych testów wyszła, w sumie przy­pad­kowo, jedna ciekawa rzecz. Okazało się, że mam dzi­wne subiek­ty­wne odczu­cie wysokości dźwięku. Przetestowal­iśmy to porząd­nie i okazało się, że jak są dźwięki niskie, to ja mówię, że są niskie. Jak śred­nio wysokie — że śred­nio wysokie albo bardzo wysokie. A dla tych najwyższych nie wiem, co powiedzieć. Raz mówię, że niskie, raz, że wysokie. A słyszę je bardzo dobrze — po prostu nie potrafię ustalić wysokości. Dr inż. L. orzekł, że ja po prostu nigdy ich nie słysza­łam i kora słu­chowa nie całkiem wie, co z tym zro­bić. I zaor­dynował tren­ing. Przez 15 minut dzi­en­nie mam słuchać muzyki z wysokimi dźwiękami. Najlepiej skrzy­p­iec. Ma mi to wybrać ktoś dobrze słyszący, i przesłuchać to ze mną kilka razy, pokazu­jąc mi, jak zmienia się wysokość dżwięku.

Zbiorowa mądrość #g po przed­staw­ie­niu im prob­lemu rzu­ciła się z radami i plikami dźwiękowymi. Zro­biłam sobie ostate­cznie 20-minutową playlistę składa­jącą się z “Zimy” Vivaldiego oraz utworu Bacha na skrzypce Cha­conne for vio­lin alone. I słucham sobie tego prawie codzi­en­nie. Bardziej mi się podoba Bach, cho­ciaż jest bardziej skom­p­likowany. Mam wraże­nie, że nie całego Vivaldiego słyszę. Trzeba to będzie sprawdzić w jakiś sposób.

Fas­cynu­jące jest patrze­nie i słuchanie, jak się pro­gra­muje pro­ce­sor, jakie dźwięki odpowiadają sty­mu­lacji konkret­nych elek­trod — dobrze, że mieliśmy na to trochę czasu.

Mimo że pro­gram mi się nie zmienił zbyt­nio, i dr inż. L. twierdzi, że zuży­cie baterii powinno być takie samo, to jakoś w połowie marca nagle baterie zaczęły mi star­czać na niecałe 2 dni — z tego samego opakowa­nia, co poprzed­nio. A star­czały na 3.5 dnia. Trochę mnie to zaniepokoiło. Baterie się nagle pop­suły? Pro­gram się prze­cież aż tak bardzo nie zmienił. Przez moment obaw­iałam się, że pro­ce­sor mógł ulec uszkodze­niu, ale w tej chwili nie wygląda na to — zuży­cie baterii w miarę się usta­bi­li­zowało, cho­ciaż nadal jest niemal dwukrot­nie więk­sze niż przed miesiącem.

Następną wiz­ytę mam 29 kwietnia.

Posted in cyborg, po polsku | 1 Comment

Po dwóch latach

Zamierza­łam zro­bić jakieś pod­sumowanie po dwóch lat­ach od podłączenia pro­ce­sora, jed­nak zanim się zebrałam do tego, wyręczył mnie Prze­mek Osuch z ONSI.pl. Oto druga roz­mowa o implan­cie, jaką przeprowadzil­iśmy dla tego portalu.

Co mogłabym jeszcze dodać? Poz­naję cią­gle nowe dźwięki. Ostat­nio zaczęłam zwracać uwagę na tykanie zegarów.
Jest jeszcze muzyka. Roz­maw­iałam ostat­nio z S. To osoba, która zaczęła tracić słuch w młodości, a dwa lata temu zde­cy­dowała się na implant, ponieważ aparaty coraz mniej jej poma­gały. Zawsze była muzykalna. Jest bardzo zad­owolona z implantu, jeśli chodzi o komu­nikację z ludźmi, ale muzyki słucha na drugie ucho, w którym ma jeszcze trochę słuchu. Mówi, że muzyka w implan­cie zupełnie jej nie brzmi, jest met­al­iczna, nie podoba jej się. S. ma porów­nanie między implantem a nor­mal­nym słuchem. A w moim przy­padku jest odwrot­nie — muzykę przez implant słyszę o wiele lep­iej i sprawia mi ona więk­szą przy­jem­ność, niż przedtem, w aparat­ach. Ja po prostu poz­naję świat dźwięków od drugiej strony.

Więcej o muzyce w następ­nej notce.

Posted in cyborg, po polsku, Prasa i sieć | Leave a comment

Zmiana

Dr inż. L. przykazał po dwóch miesią­cach zmienić pro­gram na kole­jny, jeszcze głośniejszy. Dwa miesiące właśnie upłynęły. W tym cza­sie zdążyłam się przyzwyczaić do głośności nagłych dźwięków. Poczułam się w miarę kom­for­towo.
Jak dzisiaj sobie przy­pom­ni­ałam, że czas na zmi­anę, to nie mogłam się pow­strzy­mać i wcis­nęłam ten guzik. Przy­pom­ni­ałam sobie w złym momen­cie, bo w zatłoc­zonym bufe­cie. Pod­czas roz­mowy. Sekunda ciszy — i włączył się świat. Teraz, po kwad­ran­sie, wciąż kręci mi się w głowie. Na szczęś­cie rozmówca wykazał zrozu­mie­nie, kiedy zacis­nęłam oczy i kaza­łam mu chwilę poczekać ;-)

Nie jestem zresztą zaskoc­zona, wiedzi­ałam, że nie należy włączać pro­ce­sora w głośnych sytu­ac­jach, a już zmi­ana w takim momen­cie pro­gramu na nowy to w ogóle kiep­ski pomysł. Rodz­ice małych dzieci powinni o tym pamię­tać — włączać pro­ce­sor wtedy, kiedy jest cicho w otocze­niu. Po chwili człowiek się dos­tosowuje i poziom dźwięku spada do normy, ale pier­wsze chwile prze­jś­cia ze świata całkowitej ciszy do głośnego otoczenia mogą być szokujące.

Robimy nowe fałdy na korze słu­chowej. Dzisiejszy wieczór mam pewnie z głowy, padnę bez ducha ;-) A jutro już będzie w porządku, tyle że przez kole­jny miesiąc będę pod­skaki­wać za każdym razem, jak ktoś moc­niej zamknie drzwi. W marcu nato­mi­ast — kole­jne pro­gramowanie i powtórka z rozrywki.

Posted in po polsku | 4 Comments

Implanty laserowe

Czyżby czekał nas przełom w tech­nologii implan­tów śli­makowych?
Obec­nie stosowane implanty mają około 20 kanałów. Nie bardzo można zwięk­szyć liczbę elek­trod w śli­maku, ponieważ tkanka prze­wodzi prąd i zbyt gęsto rozmieszc­zone elek­trody inter­fer­owałyby ze sobą. Stąd ogranicze­nie do tych dwudzi­estu czy dwudzi­estu paru kanałów — a prze­cież komórek słu­chowych, które u nas cyborgów są uszkod­zone, jest w zdrowym uchu kilka tysięcy.

New Sci­en­tist” donosi o możli­wości zas­tosowa­nia laserowego światła pod­cz­er­wonego do bezpośred­niej sty­mu­lacji neu­ronów w uchu wewnętrznym — na razie u świnek morskich.

Zare­je­strowane reakcje ich mózgów przy­pom­i­nały reakcje na dźwięk u zwierząt słyszą­cych — w więk­szym stop­niu niż przy obec­nie stosowanych implan­tach śli­makowych. Światło laserowe pozwala na pre­cyzyjne “celowanie” w neu­rony, w prze­ci­wieńst­wie do trady­cyjnych (no, 30 lat implan­tów to już trady­cja?) elektrod.

Miną lata, zanim zaczną się choćby testy na ludzi­ach. Ale per­spek­tywa jest fas­cynu­jąca. Zaprawdę, żyjemy w cyber­punku.

Posted in cyborg, nauka, po polsku, Prasa i sieć | 4 Comments

Funkcjonalność

- Będzie pani tu jeszcze? Ma przyjść pan O. podłączyć zasi­lacz, a ja muszę zaraz wyjść.
– Oczy­wiś­cie, proszę przekazać mu, żeby zadz­wonił do mojego pokoju, to go wpuszczę.
– Usłyszy pani dzwonek?
– Jeśli zadz­woni do mnie, to bez prob­lemu. Ale na wszelki wypadek niech pan zostawi otwarte drzwi do swo­jego pokoju.

Po kilku min­u­tach dzwonek — niezbyt głośny, więc najwyraźniej dob­iega z pokoju szefa. Chyba nie zdążył przekazać panu O., gdzie ma zadz­wonić, ale ja i tak to dobrze słyszę.

A kiedyś kurier z kom­put­erem dla mnie odbił się od drzwi pra­cowni pełnej ludzi, bo ja nie słysza­łam dzwonka nawet w swoim pokoju.

Posted in cyborg, po polsku | Leave a comment

Do przodu

14 października byłam w Kaje­tanach na pro­gramowa­niu. Właśnie upłynęło pół­tora roku od podłączenia.

Szcz­erze mówiąc, nie spodziewałam się wiele po tej wiz­y­cie. Czułam się dobrze ze swoim implantem, ale miałam wraże­nie, że od czasu ostat­niego pro­gramowa­nia, pół roku temu, niewiele się zmieniło w moim słysze­niu, nie miałam też pomysłu, co chci­ałabym ustawić inaczej. Nastaw­iłam się na jakieś drobne poprawki na pod­stawie testów psy­choakusty­cznych, tzn. subiek­ty­wnej oceny głośności poszczegól­nych dźwięków, oraz na kole­jne kom­bi­nacje “co można zro­bić, mając do dys­pozy­cji tylko cztery pro­gramy i N możli­wości ustaw­ień, w tym spec­jalne pro­gramy dedykowane do różnych sytuacji”.

A tym­cza­sem…

Pier­wszą niespodzianką był wynik testu na rozpoz­nawanie wyrazów jed­no­sy­labowych. Doty­chczas wychodził mi on na poziomie kilku pro­cent rozpoz­nanych wyrazów — czyli prak­ty­cznie nic, jakieś poje­dyncze słowa. Tym razem jed­nak rozpoz­nałam około 20% słów. Może i to był lekko nacią­gany wynik, ale jed­nak co piąty wyraz to stanow­czo więcej niż zero, bo nigdy przedtem nie miałam wraże­nia, że rozu­miem cokol­wiek z tego ciągu niezwiązanych wyrazów. Nagrano głos kobiecy, co też mogło mieć wpływ na wynik — Bartek już o tym wspom­i­nał. Na koniec spy­tałam, gdzie test na rozpoz­nawanie liczb, na co odpowiedziano mi, że tego testu już mieć nie będę, bo przeszłam do rozpoz­nawa­nia słów [liczby są o wiele łatwiejsze]. Nowy etap.

Kole­jnym zaskocze­niem było pro­gramowanie pro­ce­sora. Inż. W. był aku­rat na wyjeździe służbowym, zajął się mną więc dr inż. L., kierownik zespołu. Spędzil­iśmy nad moimi ustaw­ieni­ami z godz­inę, prze­suwa­jąc kole­jne pozy­cje z mojego grafiku wizyt na ten dzień. Dr L. zro­bił mi ponownie dokładne badanie psy­choakusty­czne, tym razem z pro­ce­sorem podłąc­zonym bezpośred­nio do kom­put­era, wysłuchał co miałam do powiedzenia o doty­chczas uży­wanych pro­gra­mach, popa­trzył na wyniki wyżej opisanego bada­nia rozpoz­nawa­nia słów, zapy­tał, co właś­ci­wie chci­ałabym osiągnąć, i zapro­ponował mi małą rewolucję. Poroz­maw­ial­iśmy sobie o przepro­gramowa­niu mózgu. Dr L. stwierdził, że widzi w moich wynikach potenc­jał i że mogłabym jeszcze potrenować korę słuchową.

A tren­ing powinien się wiązać z pewnym dyskom­fortem. Jakim dyskom­fortem? Pisałam już wcześniej, że w którymś momen­cie obniżono mi progi słyszenia, żeby zwięk­szyć dynamikę dźwięku (o ile rozu­miem, chodzi o odległość między pro­giem słyszenia a pro­giem kom­fortu). Efek­tem tego było zmniejsze­nie pogłosu i szumu, które wszędzie słysza­łam — ale też zmniejsze­nie ilości dźwięków, które do mnie docier­ały. Dr L. pod­wyższył mi progi słyszenia do wartości, która wynikała z pomi­arów odpowiedzi nerwu słu­chowego. Z tego co rozu­miem, próg kom­fortu też powinien być prze­sunięty w górę, aby zachować dynamikę. A ja się mam do tego po prostu przyzwyczaić. Nie ma lekko. Zami­ast uży­wać 4 różnych pro­gramów na różne sytu­acje, każdy z nich odci­na­jący część dźwięków — mam wyćwiczyć korę słu­chową, aby sama nauczyła się wyław­iać potrzebne dźwięki. A żeby nie było za dużo naraz, mam uży­wać jed­nego pro­gramu przez dwa miesiące, a przez kole­jne dwa następ­nego, jeszcze głośniejszego. Tak samo jak na początku — przyzwycza­janie się do implantu pole­gało na wzmac­ni­a­niu sygnału.

W prak­tyce dr L. wziął poprzedni pro­gram 1 (ten z niskimi dźwiękami, plus Autosen­si­tiv­ity i ADRO) i po prostu go wzmoc­nił. Po dwóch miesią­cach mam włączyć kole­jną, jeszcze moc­niejszą wersję.

Poprosiłam o pozostaw­ie­nie mi jed­nego z poprzed­nich pro­gramów z funkcją BEAM — na wypadek, gdy­bym miała duże trud­ności i koniecznie musi­ała się z kimś porozumieć.

Jed­nak doty­chczas zawsze było tak, że nawet jeśli na wszelki wypadek miałam któryś ze starych pro­gramów w pro­ce­sorze, to nie wracałam już do niego i bardzo szy­bko przyzwycza­jałam się do kole­jnych. Tak jest i tym razem. Na aktu­al­nym pro­gramie, owszem, pewne rzeczy są głośniejsze i muszę się do nich przyzwyczaić (wszelkie nagłe hałasy wybi­jają mnie z butów), ale też słyszę po prostu lep­iej. Szczegól­nie mowę w hałasie. Zmęcze­nie trwało tyle, co pier­wszy wieczór po pro­gramowa­niu. Jakoś tego dyskom­fortu związanego z “roz­cią­ganiem” i trenowaniem kory słu­chowej za bardzo nie czuję.

Za to cza­sami, jak słucham muzyki, albo treningu gitarowego, słyszę takie dźwięki, od których czuję, jak mi się kora słu­chowa fał­duje. Dźwięki, których nie słysza­łam wcześniej w takim natęże­niu. Dzi­wne, ale przy­jemne uczucie.

Ocena efek­tów musi jeszcze trochę poczekać. Na razie mi się podoba i pewne rzeczy odkry­wam na nowo. Jeśli chodzi o szum, sporą część z tego załatwia ustaw­ie­nie Autosen­si­tiv­ity, ale w pracy zas­tanaw­iam się nad wyprowadze­niem najgłośniejszego kom­put­era, zwanego czarnym pot­worem, do innego pokoju.

Teraz, kiedy przez implant słyszę jeszcze trochę głośniej, aparat coraz bardziej traci na znacze­niu. Miałam już pokusę, żeby zostawić go na jeden dzień w domu. Jeszcze tego nie zro­biłam, ale kto wie. Obaw­iam się, że po takim dniu nie wrócę do aparatu przez jakiś czas. Aparat jed­nak ułatwia mi roz­mowy i ład­nie przekazuje niskie dźwięki.

Pod­sumowu­jąc, ostat­nimi czasy skupiłam się głównie na “gadże­tach” — możli­woś­ci­ach obróbki dźwięku dawanych przez mój model pro­ce­sora. Teraz wracam do źródeł — w pier­wszej kole­jności jest ćwicze­nie zmysłu słuchu, a w dal­szej jego wspo­ma­ganie różnymi fil­trami. Na razie dzi­ała to lep­iej, niż się spodziewałam.

Posted in cyborg, po polsku | 3 Comments

Prasa kolorowa o implantach

W nowym numerze Claudii (10/2008) na str. 38 zna­jdziecie repor­taż o dwóch cybor­gach: współau­torce bloga oraz Mał­gosi z IFPS.

Posted in cyborg, po polsku, Prasa i sieć | 3 Comments

Implanty pniowe pod strzechy

Doty­chczas myślałam, że ze względu na duże ryzyko implanty pniowe zarez­er­wowane są dla przy­pad­ków, w których trzeba i tak zro­bić oper­ację w tej okol­icy, np. usunąć guzy na ner­wie słu­chowym. A tu się okazuje, że niekoniecznie. Niestety, nie mam czasu, by przetłu­maczyć na pol­ski cały artykuł, więc streszczam tylko: dziecko, Amerykanin, które urodz­iło się bez ner­wów słu­chowych, zostało pod­dane tej oper­acji we Włoszech — jako że w Stanach nie jest ona zaaprobowana przez FDA dla dzieci poniżej 12 lat. Oper­acja się powiodła, chło­piec radzi sobie ponoć nieźle.

Dla wytr­wałych, pod cytowanym postem jest dyskusja na Poważne Argu­menty z Grubej Rury. O konkret­nym ryzyku związanym z taką właśnie oper­acją jed­nak niestety nikt, jak dotąd, nic nie napisał.

Posted in cyborg, po polsku, Prasa i sieć | Leave a comment

Technikalia

Ćwiczenia słu­chowe trochę w lesie, szcz­erze mówiąc. Były wakacje, no nie? To się cho­ciaż pochwalę: roz­maw­iałam ostat­nio po ang­iel­sku z rodz­iną niewidzianą od wielu lat. Kartki i dłu­gopisu nie było w uży­ciu ani razu. W ogóle w cza­sie tej podróży (tym razem Holan­dia) nie musi­ałam z tego korzys­tać. Kto mnie widział trzy lata temu w Anglii, ten wie, co to znaczy. Oczy­wiś­cie komu­nikację bardzo ułatwił fakt, że rodz­ina była uprzed­zona o moich prob­lemach. Okazały się one dużo mniejsze, niż się spodziewałam.

No i jeszcze parę razy usłysza­łam, że teraz to się ze mną zupełnie inaczej roz­mawia. Uświadomiłam sobie, że tego efektu w ogóle nie brałam pod uwagę, kiedy decy­dowałam się na implant. Po prostu nie przyszło mi do głowy, że tak będzie, że cokol­wiek się zmieni w tym, jak INNI mnie będą rozu­mieć — cały czas myślałam, że chodzi tylko o to, jak ja będę rozu­mi­ała ludzi, nie sądz­iłam, że moja mowa może się aż tak, spon­tan­icznie, zmienić. A tym­cza­sem — to był pier­wszy zauważalny rezultat.

A teraz długa notka o szczegółach. Ku pamięci. Niekoniecznie do czytania.

Ostat­nie pro­gramowanie pro­ce­sora miałam kilka miesięcy temu. Trzeba było wtedy nieco “wypros­tować” krzywą, ponieważ okazało się, że niek­tóre częs­totli­wości słyszę niepro­por­cjon­al­nie głośno. Mówiłam już, że cztery pro­gramy do przełącza­nia to mało? Stanęło na tym, że mam dwa pro­gramy pod­sta­wowe: w jed­nym mam troszkę obcięte najniższe częs­totli­wości, bo okazuje się, że wtedy lep­iej rozu­miem mowę — a w drugim tych basów jest nieco więcej. Dwa pozostałe pro­gramy są mody­fikac­jami pod­sta­wowych: ten z basami wys­tępuje w wer­sji z ADRO i w wer­sji niczym dodatkowo niemody­fikowanej; czwartym pro­gramem nato­mi­ast jest wer­sja tego do mowy, z mikro­fonem kierunk­owym, czyli BEAM.
We wszys­t­kich tych pro­gra­mach czas dzi­ała­nia baterii powinien wynosić ok. 39 godzin, czyli nieco krócej niż przy poprzed­nim pro­gramowa­niu, kiedy było to 42 godziny. Czyli w zależności od trybu życia wychodzi 2.5–3.5 dni.

Przy tych ustaw­ieni­ach najczęś­ciej uży­wałam pro­gramu z lekko obcię­tymi basami i z ADRO, ponieważ najlepiej wtedy rozu­mi­ałam mowę. Przes­tałam niemal uży­wać BEAM, ponieważ nie mogłam dobrać odpowied­niej czułości mikro­fonu i miałam wraże­nie, że niewiele mi takie ustaw­ie­nie daje, szczegól­nie, że było bez ADRO. Pro­gramów z basami uży­wałam wymi­en­nie wtedy, kiedy chci­ałam czegoś posłuchać. Nie mogłam się zde­cy­dować, który z nich lep­iej nadaje się do muzyki. Teo­re­ty­cznie powinien to być pro­gram bez ADRO, ale w prak­tyce niek­tóre rodzaje muzyki zmieni­ały mi się w hałas, poza tym na ADRO po prostu lep­iej mi się słucha. Do dzisiaj nie wiem, na czym ten efekt polega.

Inż. W. uprzedził mnie, że będzie nowe opro­gramowanie Cochleara do pro­ce­sorów mowy. Najważniejszą rzeczą w tej wer­sji miała być możli­wość włączenia jed­nocześnie ustaw­ień takich jak BEAM i ADRO. Przy pier­wszej okazji poprosiłam więc o szy­bkie przestaw­ie­nie — dołoże­nie ADRO do mojego pro­gramu z mikro­fonem kierunk­owym. Dowiedzi­ałam się przy tym, że ist­nieje również funkcja Autosen­si­tiv­ity, czyli automaty­czna reg­u­lacja czułości mikro­fonu. Poprosiłam więc również o to. Teraz mam tak:

pro­gram 1: ADRO, Autosen­si­tiv­ity, basy+
pro­gram 2: basy+ i nic więcej (czyli jakby ustaw­ie­nie pod­sta­wowe, pro­gram, którego uży­wam w sumie najrzadziej)
pro­gram 3: ADRO, basy– (uży­wany najczęś­ciej)
pro­gram 4: BEAM, ADRO, Autosen­si­tiv­ity, basy– (mikro­fon kierunk­owy, uży­wany do roz­mowy w hałasie)

Od razu okazało się, że w tej wer­sji mikro­fon kierunk­owy (pro­gram 4) przy­daje mi się dużo bardziej niż przedtem. Ponieważ i tak nie umi­ałam sobie ustawić czułości, zostaw­iłam to automatyce. I jest naprawdę nieźle. W hałaśli­wych miejs­cach, takich jak kaw­iarnie, przestaw­iam do roz­mowy na pro­gram 4 i co prawda przes­taje do mnie docierać np. muzyka, ale za to całkiem nieźle słyszę, co do mnie mówią. ADRO robi sporą różnicę, jeśli chodzi o wyłapy­wanie mowy spośród hałasu, a z mikro­fonem kierunk­owym to już w ogóle. Mam nawet taki prob­lem, że zaczęłam mówić w takiej sytu­acji zbyt cicho, żeby można mnie było w hałasie dosłyszeć — muszę się nauczyć dopa­sowywać głos do poziomu hałasu. Mam nadzieję poćwiczyć to trochę na zaję­ci­ach z emisji głosu.

Pier­wszy raz mam do czynienia z automaty­cznym ustaw­ian­iem czułości, które dla ekspery­mentu zaży­czyłam sobie na pro­gramie 1. Muszę powiedzieć, że efekt jest dość ciekawy. Na ulicy zro­biło się jakoś ciszej — przedtem pro­gram 1, ze wzmoc­nionymi dźwiękami niskimi, był ogól­nie dość głośny. Poziom kom­fortu przy tym pro­gramie wzrósł.

Nadal jed­nak przy jakichkol­wiek trud­noś­ci­ach w roz­mowie przełączam się na pro­gram 3 albo 4, czyli te, które mają trochę przy­cis­zone niskie częstotliwości.

Myślę, że rozsądna selekcja dźwięków u osób, które tak jak ja mają bardzo wysoki próg do poko­na­nia, żeby zacząć rozu­mieć mowę, może pomóc. Od tego nowe pro­ce­sory mają różne pro­gramy, żeby można było dos­tosowywać to, co się słyszy, do sytu­acji. Kiedy chcę posłuchać muzyki i wiedzieć, jak coś brzmi “naprawdę” (umownie, oczy­wiś­cie), przełączam na pro­gram 2. A potem roz­maw­iam z kimś i dzi­wię się, że jakoś słabo rozu­miem — przy­pom­i­nam sobie, żeby przełączyć na pro­gram 3 i od razu jest lep­iej, mniej zakłóceń — dźwięki są nieco uboższe, ale przez to mowa jest lep­iej zrozu­mi­ała. Na przykład zna­joma mówi, że ma prob­lem z roz­mową przez tele­fon, ponieważ słyszy za dużo różnych sze­lestów. Wydaje mi się, że tutaj właśnie by się przy­dał nieco uboższy w dźwięki pro­gram, włączany tylko przy okazji rozmów tele­fon­icznych. Oczy­wiś­cie ja też mam prob­lem z roz­mową przez tele­fon mimo najróżniejszych kom­bi­nacji, ale ja jestem prel­ing­walna.
Kiedyś pisałam o pro­gach słyszenia — mam je nieco sztucznie obniżone, efekt jest taki, że chyba dociera do mnie mniej bardzo cichych dźwięków, ale ja myślę, że dla mnie to dobrze. I tu by mi się jeszcze przy­dały ze cztery pro­gramy w pro­ce­sorze — chci­ałabym móc sobie potestować w warunk­ach życia codzi­en­nego tyle różnych możli­wości. A tu trzeba się na coś zde­cy­dować, bo z takimi pro­gra­mami, jakie dostanę, wychodzę na świat na następne pół roku.

Do tego wszys­tkiego dochodzi jeszcze aparat słu­chowy na drugim uchu. Często go zde­j­muję, ale jed­nak w miejs­cach pub­licznych chodzę z aparatem. W apara­cie odbieram przede wszys­tkim niskie dźwięki, które brzmią zupełnie inaczej niż w implan­cie i o ile te z implantu bywają dzi­wne (cza­sem nawet czuję jakiś warkot w zębach, trochę podob­nie jak było na początku) i potrafią przeszkadzać, o tyle z aparatu są przy­jemne i ład­nie uzu­peł­ni­ają to, co słyszę na lewe, implan­towane ucho. Z tego co się ori­en­tuję, słab­sze odw­zorowanie nis­kich dźwięków w implan­cie wynika z budowy śli­maka. Nie tylko ja mam takie wrażenia.

Ostat­nio staram się więcej chodzić z włąc­zonym pro­gramem 1, żeby jeszcze bardziej przyzwyczaić się do basów i może “zamienić” to uczu­cie w zębach na dźwięk.

Posted in cyborg, po polsku | Leave a comment

Pamięć słuchowa

Wcześniej, w aparat­ach nie miałem pamięci słu­chowej. Nie rozpoz­nawałem piosenek, tek­stów, głosów i tak dalej. No, może z głosów rozpoz­nawałem te najbardziej charak­terysty­czne, ale rzadko miałem okazję z tej umiejęt­ności skorzystać.

Implant dał mi okazję tę pamięć wyro­bić. W pier­wszych miesią­cach korzys­ta­nia z pro­ce­sora mowy trudno było mi zapamię­tać, jak brzmi jakikol­wiek dźwięk i go później rozpoz­nać. Pow­tarzanie odsłuchu płyty ze dźwiękami otoczenia przynosiło jakies rezul­taty, ale to była jed­nak sztuczna sty­mu­lacja. Po pewnym jed­nak cza­sie rozpoz­nawanie dźwięków zaczęło się odby­wać automaty­cznie. Coś zaszu­mi­ało — wiedzi­ałem, że to woda, coś zapiszczało — opony pod­czas hamowa­nia, ktoś coś mówi — to mama, brat, tata.

Oczy­wiś­cie żeby korzys­tać z takiej pamięci, musi­ałem wiele razy usłyszeć daną rzecz. Poprzed­nio w ogóle tego nie słysza­łem, a jesli nawet słysza­łem, to były to zbyt rzad­kie momenty, by spraw­iały jakąś różnicę. Teraz wystar­czy mi kilka razy coś usłyszeć, żebym mógł to potem sko­jarzyć i przy­pom­nieć sobie, co to za dźwięk. Bardzo się to przy­daje do ustaw­ia­nia dzwonków w komórce ;-)

Ostat­nio dużo słucham muzyki klasy­cznej, oper­owej. No i ostat­nio w TV leciał jakiś przekaz na żywo z kabaretu oper­owego, czy czegoś takiego. Był dyry­gent, cała orkies­tra i wokaliści. W pewnym momen­cie jedna wokalistka wychodzi na scenę i zaczyna śpiewać… par­tię Królowej Nocy z Czar­o­dziejskiego Fletu! Rozpoz­nałem to od razu, w dodatku zori­en­towałem się, że nie zaczęła od początku, tylko gdzieś od środka.

Gdy słucham Callas, wydaje mi się, że byłbym już w stanie rozpoz­nać ją pod­czas słucha­nia radia, gdyby niespodziewanie ją puś­cili. Ale albo nigdy jej nie puś­cili, albo jed­nak jej nie rozpoznałem.

Mając aparaty dzi­wiłem się, że ludzie tak potrafią, posłuchać chwilę i stwierdzić, że jest to utwór taki-a-taki. Teraz widzę, że to nie jest jakaś nadzwycza­jna umiejętność.

Posted in po polsku | 3 Comments

Test muzyczny

Wygrze­bałem z szu­flady aparat słu­chowy po ponad pół roku nieuży­wa­nia go. Zakładam i słucham. Wraże­nia dzi­wne. Raz słyszę to, co robię, raz nie. Strasznie to dzi­wne. Szu­ram kap­ciem, słyszę tylko z jed­nej strony, zamyam drzwi, słyszę z obu. Dźwięki zaa­para­towane ucho atakują zupełnie niespodziewanie, w implan­cie cały czas coś słyszę.

Włączam muzykę — płyta Callas. Jeszcze dzi­wniej. Na pewnych częs­totli­woś­ci­ach ład­nie słyszę jej głos, słyszę dużo lep­szą barwę jej głosu, bardziej nat­u­ralną niż w implan­cie, ale gdy Callas zaczyna śpiewać niżej, wyżej, albo prze­chodzi w koloraturę — raz słyszę lep­iej z jed­nej, raz z drugiej strony.

Barwa swoją drogą, ale w apara­cie jed­nak nie słyszę, nie czuję tej energii głosu. No i w ogóle nie umiem głosu wyróżnić z instru­men­tów. W implan­cie od razu słyszę, gdy ktoś zaczyna śpiewać.

Aparatu już gen­er­al­nie nie noszę, ale może do słucha­nia muzyki jed­nak się przyda?

Posted in po polsku | 2 Comments

Co słyszy cyborg?

Co ja właś­ci­wie teraz słyszę? Dla mnie ważniejszym pytaniem jest: co rozumiem?

Roz­maw­iałam dzisiaj z E. Dość dawno nie miałyśmy okazji porząd­nie pogadać. Przyz­nam, że kiedyś miałam prob­lemy ze swo­bodną roz­mową z nią, to jedna z tych osób, które mówią dość cicho i spoko­jnie. Człowiek szy­bko się przyzwyczaja do dobrego i nie zauważyłam od razu, że prak­ty­cznie nie musi­ałam prosić o pow­tarzanie. Jeśli już, to chodz­iło o jakieś poje­dyncze, trud­niejsze słowa czy frazy. Dynamika roz­mowy zupełnie inna, mimo tego, że bez patrzenia na usta się nie obe­jdzie. Mam tak z wieloma osobami. Co i rusz słyszę też opinie, że teraz lep­iej mówię. Pisałam już o tym kilka razy, bo to był w ogóle pier­wszy zauważalny dla otoczenia efekt implan­towa­nia. Jedno i drugie ma ogromny wpływ na jakość rozmów, które mogę teraz prowadzić — przy­na­jm­niej wtedy, kiedy jest w miarę cicho naokoło.

Inna sprawa to jest rozu­mie­nie czysto ze słuchu. Tutaj muszę jed­nak w jakiś sposób się zmuszać do ćwiczeń. Nie bardzo mogę ćwiczyć ot tak, od niechce­nia, w sposób bierny, ponieważ np. z radia i tak nic nie rozu­miem, choćbym słuchała godz­inę. To musi być albo książka, którą równocześnie czy­tam, albo ktoś musi współpra­cować, przez tele­fon lub na żywo. Chodz­iłam na przykład przez cały rok na ćwiczenia słu­chowe do pani Sz. w IFPS. Zauważyłam, że zro­biłam znaczne postępy. Ćwiczenia pole­gały najczęś­ciej na tym, że pani Sz. czy­tała (albo wymyślała na poczeka­niu) jakiś tekst, a ja zna­jąc kon­tekst (temat albo obrazek) musi­ałam go zrozu­mieć, nie patrząc na nią. Liczba powtórzeń — aż do zmęczenia mate­ri­ału. Oczy­wiś­cie to się nie udaje w 100% i na pewno nie od razu. Ale jed­nak po roku tych ćwiczeń byłam w stanie zrozu­mieć więk­szą część tek­stu, nawet jeśli nie od razu, to przy powiedzmy dwóch czy trzech powtórzeni­ach, zdanie po zda­niu. Rok temu byłoby to nie do pomyśle­nia. Zaczy­nałyśmy od zestawów zamkniętych.

To jest tak, jak­bym uczyła się nowego języka — chyba już o tym wspom­i­nałam. Znam dobrze język pol­ski, ale w reprezen­tacji wiz­ual­nej (wargi) oraz pisem­nej. Reprezen­tację dźwiękową dopiero sobie pra­cowicie wdrukowuję do mózgu, który nie ma już tej plas­ty­czności, co u dwulet­niego dziecka.

Trzeba będzie to samo zro­bić z innymi językami.

Posted in cyborg, po polsku | Leave a comment

Pętla. Cyborg o telefonie

Zawsze czy­tałam z ust, wspo­ma­ga­jąc się tylko w więk­szym lub mniejszym stop­niu słuchem (rozu­mi­ałam ludzi nawet bez aparatów). Roz­mowa przez tele­fon była dla mnie w zasadzie niedostępna. Po pier­wsze, mogłam porozu­mieć się tylko z najbliższymi osobami, uży­wa­jąc ściśle określonego kodu (w najprost­szym przy­padku jest to “tak” i “nie”, czyli ja mogłam przekazać jakąś infor­ma­cję i ewen­tu­al­nie coś potwierdzić). Po drugie, wyma­gało to ide­al­nej ciszy dookoła. Zanim pojaw­iły sie komórki, robiłam pewne próby na automat­ach tele­fon­icznych przełącza­jąc aparat na T (odbiór przez cewkę induk­cyjną), ale nie satys­fakcjonowało mnie to. Potem rozpowszech­niły się SMSy — dla mnie prawdziwa rewolucja w komu­nikacji, porówny­walna z e-mailem. Jed­nak komórka nigdy dobrze nie współdzi­ałała z moim aparatem słu­chowym, więc na jakiś czas dałam sobie spokój z komu­nikacją głosową przez telefon.

Potem dostałam do testów pętlę induk­cyjną do mojej Nokii. Na początku to była rewelacja. Mogłam przełączyć oba aparaty na T i słyszeć przez oba, z wyłąc­zonym mikro­fonem, a więc bez zakłóceń z otoczenia (chyba że w pobliżu coś emi­towało fale elek­tro­mag­ne­ty­czne). Wtedy powró­ciłam do prób tele­fonowa­nia do blis­kich, ale niestety pętla szy­bko się pop­suła, a nowa kosz­towała jakąś straszną kasę i dałam sobie spokój. Zresztą i tak nie było mowy o swo­bod­nej roz­mowie, a SMSy zapew­ni­ały mi taką komu­nikację, jakiej potrzebowałam.

Kiedy już zaczęłam co nieco więcej słyszeć przez swój implant, chci­ałam znów spróbować z roz­mowami tele­fon­icznymi. Nadal muszę czy­tać z ust, ale prze­cież słyszę teraz o wiele więcej niż kiedyś, przede wszys­tkim dociera do mnie więk­szość dźwięków mowy. Pojawia się zatem co najm­niej możli­wość znacznego rozsz­erzenia umówionego kodu, jeśli nie wyjś­cia poza kod w ogóle.

Zauważyłam, że pro­ce­sor implantu współpracuje z komórką znacznie lep­iej niż aparat — przede wszys­tkim nie wys­tępuje prob­lem sprzęże­nia. Nato­mi­ast okazały się dwie rzeczy. Po pier­wsze, że jeśli naokoło jest jakiś hałas, to i tak przez tele­fon nic nie usłyszę, nie ma mowy. Mówią mi, że słyszący mają tak samo. Jed­nak to kwes­tia natęże­nia tego hałasu, ja wysi­adam już w sytu­acji, kiedy ktoś gdzieś naokoło roz­mawia albo prze­jedzie poje­dynczy samochód. Próby roz­maw­ia­nia musi­ałam więc pode­j­mować znów w warunk­ach ciszy dookoła.

Po drugie, okazało się, że mam pewną bari­erę psy­cho­log­iczną. Komu­nikuję się wtedy, kiedy tego potrze­buję. SMSy plus komu­nika­tory w Internecie bardzo dobrze speł­ni­ały swoje zadanie. Jeśli się uprę, to jestem w stanie nawet uru­chomić GG na swo­jej komórce, nie żeby to było wygodne. Musi­ałabym do kogoś zadz­wonić tylko po to, żeby poćwiczyć, w sytu­acji, kiedy jestem w domu (bo tam jest spokój) — w domu zawsze jest tyle ciekawych rzeczy do zro­bi­enia, a i środki komu­nikacji mam pod ręką lep­sze. A w sytu­ac­jach, kiedy rzeczy­wiś­cie chci­ałabym użyć tele­fonu, na przykład po to, żeby się z kimś szy­bko umówić (np. “czekam na ciebie przy fontan­nie — będę za pięć minut” — szy­b­ciej to powiedzieć niż napisać SMSa), było na to zbyt głośno dookoła. Na tyle głośno, że nie mogę nawet stwierdzić, czy w ogóle ktoś ode­brał tele­fon, czy to może poczta głosowa, czy co.

Pamię­tałam swoją pętlę do starego tele­fonu i brakowało mi podob­nego rozwiąza­nia. W końcu znalazłam firmę, która sprzedała mi pętlę induk­cyjną Bluetooth.

Z punktu widzenia tele­fonu jest to zestaw słuchawkowy na BT. Z punktu widzenia użytkown­ika — to pętla induk­cyjna, wyposażona w mikro­fon, którą zakłada się na szyję. Przełączam pro­ce­sor i aparat na odbiór przez cewkę induk­cyjną (na T) — i jechane. Odłącza mi się mikro­fon, nie słyszę co się dzieje naokoło, słyszę tylko tele­fon. Dodatkową zaletą tego rozwiąza­nia jest wyko­rzys­tanie zarówno implantu, jak i aparatu naraz. Pętla jest malutka, este­ty­czna, wygodna w obsłudze, można iść ulicą i “gadać do siebie”.

Pier­wsze próby jej wyko­rzys­ta­nia do roz­mowy są bardzo obiecu­jące. Jechałam kiedyś samo­cho­dem przez straszne korki i nudz­iło mi się na tyle, że zaczęłam dzwonić (przez zestaw słuchawkowy wolno roz­maw­iać, jak się prowadzi) i odbyłam kilka rozmów, w tym kilku­min­u­tową z moją siostrą. Jak mi się coś wystar­cza­jąco dużo razy powtórzy, to ja cza­sem nawet to zrozu­miem. Dla mnie to jed­nak rewolucja.

Prob­lemy, jakie zauważyłam, są następu­jące:
– Tele­fon obcina wyższe częs­totli­wości i pewne głoski, takie jak S czy SZ, słyszę jed­nak sła­biej niż na żywo. Trochę tak, jak przed implantem, kiedy to nie słysza­łam ich w ogóle.
– Nie da się roz­maw­iać w tramwaju i w niek­tórych miejs­cach, a to z powodu zakłóceń elek­tro­mag­ne­ty­cznych. Przełącza­jąc aparat lub pro­ce­sor na T można często usłyszeć prawdziwy śmiet­nik elek­tro­mag­ne­ty­czny! Nawet w domu, mimo że nie mam telewiz­ora ani mon­i­tora CRT, słyszę jakiś szum po przełącze­niu na T. Jest on na tyle cichy, żeby nie przeszkadzać w roz­mowie, ale jak się nie roz­mawia, to jed­nak bardzo wyraźny. W cen­trum miasta również różne rzeczy można usłyszeć w ten sposób. Zwykle szumy i warkoty, ale kiedyś w cen­trum hand­lowym chyba zła­pałam jakąś roz­mowę — szkoda, że nie mogłam zrozu­mieć, o czym.

Zdarzyła mi się ostat­nio zabawna sytu­acja. Byłam na mieś­cie, przy bardzo ruch­li­wej ulicy, i postanow­iłam przekazać mamie od razu pewną wiado­mość. Dzwonię do niej, dobrze słyszę, nawet rozu­miem sporo z tego co mówi… i nagle się okazuje, że ona mnie słyszy piąte przez dziesiąte. Z powodu hałasu, który jest naokoło mnie! W ogóle o tym nie pomyślałam, dla mnie warunki akusty­czne były bardzo dobre. Bo ja miałam mikro­fon odłączony.

To też może być prob­lem: człowiek nie słyszy włas­nego głosu pod­czas roz­mowy. Oczy­wiś­cie można, przy­na­jm­niej we Free­domie i w moim apara­cie słu­chowym, ustawić tak, żeby odbierać równocześnie przez mikro­fon i przez indukcję. Jed­nak coś za coś, ja, żeby coś usłyszeć, muszę mieć odłąc­zony mikrofon.

Na razie nie roz­maw­iam zbyt wiele, za bardzo przyzwycza­iłam się do SMSów, komu­nika­torów i radzenia sobie innymi sposobami — ale kiedy już, to często mam bardzo dużą satysfakcję.

W następ­nym poś­cie wyjaś­niam, co ja właś­ci­wie rozu­miem ze słuchu.

Posted in po polsku | Leave a comment

Szum

Gen­er­al­nie jest tak: w ciszy wszytko można. W ciszy jest dużo łatwiej ze wszys­tkim — ze słuchaniem i mówie­niem. Gdy jest jakikol­wiek jed­nos­ta­jny szum, wyraźnie słyszę, jak zagłusza mi on niek­tóre częs­totli­wości, jak zaczyna mi być trud­niej zrozu­mieć, co inni mówią i o ile trud­niej jest mi mówić. W niejed­nos­ta­jnym hałasie jest jakby łatwiej, choć może to tylko złudzenie.

Z cza­sem się tak jakoś stało, że uzyskałem kon­trolę słu­chową nad tym, jak mówię. Nie jest ona może zbyt doskon­ała, ale już się do niej przyzwycza­iłem. I w momen­cie, gdy zaczyna być głośno, zaczy­nam się czuć niekom­for­towo. Nie mogę odfil­trować hałasu od swo­jej mowy — bo po prostu nic poza hałasem nie ma. Pro­ce­sor mowy takich rzeczy nie rozróż­nia, to nie nat­u­ralne ucho prze­cież. Nie wiem, jak to dokład­nie dzi­ała, ale cza­sami, nawet gdy jest hałas, mogę wyróżnić ludzką mowę i słyszę całkiem dobrze. Cza­sem jed­nak słuch mi zupełnie siada i równie dobrze mógłbym zdjąć procesor.

Mam tak, że gdy jest szum, mogę sobie z niego nie zdawać sprawy, może się on wtopić w tło, ale gdy ktoś do mnie mówi, albo gdy ja sam mówię, zaraz “widzę”, że jest coś nie tak. Niestety takie sytu­acje są dość częste.

Posted in po polsku | 1 Comment

Off topic: Komunikacja

Na zaję­ci­ach z emisji głosu dostal­iśmy, niety­powo, ćwicze­nie z komu­nikacji. Jedna osoba dostaje rysunek z kilkoma fig­u­rami geom­e­trycznymi, a druga pustą kartkę i dłu­gopis. Zadanie polega na tym, żeby opisać i odt­worzyć rysunek jak najwierniej. Mówiący nie może widzieć pow­sta­jącego rysunku, rysu­jący nie może zadawać pytań. Proste? Niezu­pełnie. Narysować trójkąt — ale jaki? w jakim położe­niu? jakiej wielkości? Dużo infor­ma­cji trzeba zapamię­tać, zanim można coś narysować, a po drodze dochodzi do przekła­mań.
Mnie wyjaśnie­nie Bartkowi, jak narysować trójkąt, trzy kółka i parę kre­sek, zajęło 12 minut, a i tak nie obyło się bez nieś­cisłości, które doprowadz­iły do błędów. Jemu poszło lep­iej. Ułatwie­niem było to, że oboje mamy podobne wyk­sz­tałce­nie i posługu­jemy się tym samym językiem, oraz to, że dobrze rozu­miemy swoją mowę. A teraz proszę sobie to przełożyć na warunki w klasie lub sali wykładowej…

Obow­iązkowe ćwicze­nie dla nauczy­cieli i pra­cown­ików helpdesku.

Posted in cyborg, po polsku | 1 Comment

Telefon

No proszę. Dziś miałem sprawę do załatwienia z osobą, którą znam już długo i z którą zawsze się kon­tak­towałem e-mailem, SMSem, albo oso­biś­cie. Dziś wiec­zorem postanow­iłem spróbować tele­fonu. Dzwonię więc, witam się i słyszę: “a z kim ja rozmawiam”? ;)

Sprawę załatwiłem bez więk­szych prob­lemów. Głos tej osoby słysza­łem czysto i wyraźnie.
Chyba trzeba będzie pomyśleć o dzwonie­niu do innych.

Posted in bartosz, po polsku | 10 Comments