Wygrzebałem z szuflady aparat słuchowy po ponad pół roku nieużywania go. Zakładam i słucham. Wrażenia dziwne. Raz słyszę to, co robię, raz nie. Strasznie to dziwne. Szuram kapciem, słyszę tylko z jednej strony, zamyam drzwi, słyszę z obu. Dźwięki zaaparatowane ucho atakują zupełnie niespodziewanie, w implancie cały czas coś słyszę.
Włączam muzykę — płyta Callas. Jeszcze dziwniej. Na pewnych częstotliwościach ładnie słyszę jej głos, słyszę dużo lepszą barwę jej głosu, bardziej naturalną niż w implancie, ale gdy Callas zaczyna śpiewać niżej, wyżej, albo przechodzi w koloraturę — raz słyszę lepiej z jednej, raz z drugiej strony.
Barwa swoją drogą, ale w aparacie jednak nie słyszę, nie czuję tej energii głosu. No i w ogóle nie umiem głosu wyróżnić z instrumentów. W implancie od razu słyszę, gdy ktoś zaczyna śpiewać.
Aparatu już generalnie nie noszę, ale może do słuchania muzyki jednak się przyda?
Pamiętasz jak pisałeś, że z aparatu nie zrezygnujesz?
Pamiętam.