Na dzień dobry powiem, że nie spodziewałam się tylu komentarzy pod swoim pierwszym postem za co szczerze dziękuję :) Mam nadzieję, że wybaczycie mi miesięczną nieobecność? Na wakacje zasługuje każdy szczególnie wymęczony psychicznie student :D
W poprzednim debiucie wspomniałam, że aparaty stały się moim przewodnikiem przez 15 lat. Pewnie, że były wzloty i upadki czasami nie akceptowałam tego, że dokuczano mi tekstami “ona jest głucha” i inne epitety, ale z czasem umocniło tylko mój charakter. Uodporniłam się. Każdy musi coś przejść przez życie. Nie jest miłe, ale w niektórych przypadkach chyba konieczne…
Aparaty przez bardzo długi okres były dla mnie samowystarczalne. Począwszy od zwykłych analogowych, które szybciej łapały połączenia, że komuś przyjdzie sms na komórkę czy telefon domowy zadzwoni. Często się śmiałam w domu, że robiłam za automatyczną sekretarkę z wyprzedzeniem 2 minut za nim dotarła wiadomość. Idąc do 2 klasy liceum zmieniłam analogówki Phonaki na cyfrowe Suphero412. Przez dwa tygodnie myślałam, że szału dostanę, szczególnie gdy karetki na sygnale przejeżdżały. Spadały mi decybele o pół tona niżej. Czyli idąc z mamą na spacer czy ze znajomym kazałam im przez chwilę milczeć bo nic nie zrozumiem słysząc karetkę. Jedyny program jaki najczęściej używałam to program 1 i 3, kiedy tata się ze mną drażnił nie chcąc mi pogłośnić telewizor. Uwierzcie mi kochanych rodziców mam :) i czasami wiem, że nie dokuczali mi specjalnie tylko wymuszali na mnie by użyć mimo wszystko mózgownicy i rejestrować dźwięki. Podam przykłady różnic jak odbierałam w dwóch różnych aparatach. Przypomina mi się zdarzenie w 3 klasie gimnazjum, kiedy wówczas miałam analogowy aparat. Przerwa. Nauczycielka polskiego idzie pod drzwi, ja w pierwszym rzędzie trzecia od okna i podaje treść zadania:
-“Moja recepta na szczęście”
Wszystko fajnie, tylko, że hałas na korytarzu zniekształcił jej głos, że wyłapałam końcówki mo, re na szczęście. Zdezorientowana spojrzałam na moja koleżankę i pytam: “O jakie morele na szczęście chodzi?”
Sytuacja w liceum z aparatami cyfrowymi. Miałam dobrego polonistę, ale w sposób jaki dyktanda robił zawsze przyprawiało mnie o wrzenie…Raz nie napisałam mu większej połowy niż on dyktował. Ile przy tym awantury było. Dopiero logopeda mu wyjaśniła w czym rzecz. Chyba większość osób niesłyszących nie lubi dyktand. Jedyny plus cyfrowych aparatów to fakt, że przestałam wyczuwać połączenia, kiedy pół klasy pod ławka pisała na komórkach. Towarzyszyły mi aż do pierwszego roku studiów. Przez pierwszy semestr zimowy było znośnie, pomijając tylko wykłady…Semestr letni jednak okazał się parciem na szkło…Nie radziłam sobie. Zaczęłam tylko słuchać i czytać z ust, a notatki kserować. Jestem upartą osobą i na słowo implant odruchowo mówiłam NIE! Jedyne osiągnięcie jakie uzyskała moja logopedka to fakt, że pojechałam do Warszawy na badania w lipcu 2008. Wówczas zapisali mnie na wizytę do Kajetan. Jeszcze wtedy do mnie nie docierało, jak diametralnie zmieni mi się życie. Nie potrafię dokładnie sprecyzować co mnie tak odrzucało przeciw implantom. Tłumaczenie, że mi się to nie podobało jest dla mnie bez celowe i nieco dziecinne, kiedy ja dorosła już kobieta takimi argumentami się broniłam. Nie czułam potrzeby, a raczej nie był mi on potrzebny. Próbowałam sobie tłumaczyć, że jak tyle razy dawałam sobie radę to i w aparatach mi się też uda, ale no cóż nie zawsze jest jednak wszystko ok. Im częściej logopedka pytała mnie jak na studiach i widziała mnie przygnębioną, a ja wściekałam się, że grupa nie do wszystkie chce mi dawać notatki ogarniała mnie rozpacz i bezsilność. Wówczas poznałam kolegę z implantem chyba jeszcze tych początkowych co wchodziły do Polski, bo Freedoma nie miał. Widziałam jak mówił i raczej mało co rozumiał jak się do niego mówiło. On z kolei był pod wrażeniem, że ja mówię, radzę sobie na trudnym kierunku. Rozmawiając z nim i raz zwierzając mu się sam był bardzo przeciwny żebym się implantowała, że mogę tego pożałować, że gdyby mógł cofnąć czas nie zdecydował by się na ten krok. Dziś nie utrzymuje ze mną kontaktów…Mimo to do Warszawy pojechałam, dali mi tez zwolnienie z języków, kiedy dowiedzieli się jakich się muszę uczyć…Tutaj schody są nie do przeskoczenia bo i tak trzeba się uczyć. Dobrze, że niemiecki jest moim biegłym językiem bo bym już nie wiem co zrobiła. Początek drugiego roku i z wykładami było coraz gorzej, a przecież słuch mi się nie pogarszał. W końcu styczeń się ukazał i pojechałam na kwalifikację. Nadal byłam rozdarta, że nie…ale gdzieś drugi głos podpowiadał, że może jednak to jest to czego w aparatach mi już brakuje? Czyli lepszego rozumowania i słyszenia? W takim razie badań nie było końca, zdiagnozowano mi znaczny<głęboki> niedosłuch obustronny stromo opadający. Zawsze w kartotece było, ze mam umiarkowany niedosłuch. Ze wszystkich najmilej wspominam rozmowę z P. Małgosią. Sama ma implant więc mając wielkie pytania o wady, zalety, ryzyko i czy naprawdę warto, resztę pytań nie pamiętam zostałam sama ze swoimi pytaniami, przemyśleniami. Kiedy nadszedł dzień wypisu i rozmowa z d. Piotrowską padło zdanie : “Kwalifikuje się pani. Tylko czy pani tego chce? Bo duże wymagania pani stawia co do implantu”. Przedstawiła mi ryzyko pokazując diagram co mogę stracić, a co zyskać. Milczałam z 10 minut będąc obserwowana przez nią, kiedy samo ze mnie w nerwach padło: “Chcę zaryzykować”. Wracając do domu nadal byłam w rozterce, że a jak się nie uda, czy warto jeśli nie wrócę do aparatów < słynny tekst pani doktor z samochodami starym i lepszym modelem>. Rozmawiając jednak ze stoickim spokojem z mamą, która mnie wysłuchała i sama mądrze podsunęła swoje spostrzeżenia zapisałam się na pobranie krwi, tomografię itp. skupiając się już jednak na sesji. Kompletnie wtedy zapomniałam, że boję się implantu, operacji wszystko co z nim związane, kiedy nagle walcząc z przeziębieniem tuż przed egzaminami< to już się staje chyba normą> telefon z Kajetan. Zapytali czy mam gotowe dokumenty bo chcieli mnie już wziąć na 15 lutego w porę udało mi się na 25 lutego. Wielkie było moje zaskoczenie gdyż myślałam, że terminy są półroczne, a tu miesiąc od kwalifikacji. Nie było jednak już paniki, czarnych myśli. Był spokój i pytanie “Jak to będzie już po”.
Andel,
Stefan serdecznie pozdrawia!
MCh
Cieszę się bardzo :):) Ja Was też serdecznie pozdrawiam :*:*
Trafiłem na Twój blog zupełnie przypadkowo po prostu wpisałem w wyszukiwarkę implanty, tak z zawodowej ciekawości. To co napisałaś było dla mnie niesamowitym przeżyciem. Przeczytałem wszystko od deski do deski z ogromną przyjemnością. Dziękuję Ci, że zapewniłaś mi cudowną i pouczającą rozrywkę w ten ponury listopadowy wieczór. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że czytanie Twojego blogu nazywam rozrywką bynajmniej o Twoich tarapatach z implantem piszesz w tak pasjonujący sposób, że nie sposób się od tego oderwać. Pozdrawiam i życzę Ci żebyś zawsze słyszała więcej niż ja.
K. mam nadzieje ze masz sie ok… wchodze na strone, zagladam, a tu nic… czekamy na ciag dalszy. Pozdr od S i W.
M