Po pewnej wprawie, w moim przypadku ponoad rocznej, można dostrzec nieco więcej, niż jest napisane w napisach od filmów. Chodzi o imiona, drobne zwroty, podziękowania i tym podobne rzeczy. Zmieniają one nieco znaczenie filmu. Gdyby nie implant, nigdy bym ich nie wyłapał. Tu się przydaje jako taka znajomość języka angielskiego.
Ciekawe, czemu tłumacze nie tłumaczą tak, jak jest faktycznie w filmie. Nie chce im się, czy może to specyfika danego języka obcego? Tego nie wiem, ale wiem, że teraz to słyszę. Różnice pomiędzy napisami a tym, co się faktycznie słyszy i czyta z ust, są ogromne. Z tym, że samo czytaniie z ust nigdy nie dawało mi aż tyle, co teraz.
Zawsze uważałem, że samo słuchanie daje wiele, nawet bez rozumienia tego, co się słyszy. Żeby się oswoić z dźwiękami, trzeba je usłyszeć ileś tam razy. Pamiętam, że na początku noszenia procesora niemal bez przerwy słuchałem radia właśnie dlatego. Szczerze mówiąc, nie wiem, czy to coś dało i pewnie się nie dowiem tego nigdy, ale… jeśli mogę próbować i sprawdzać, to czemu tego nie robić? Samo to, że udało mi się zrozumieć jakiś zwrot albo zdanie ze słuchu, dawało mi ogromną satysfakcję.
Akurat oglądam jakiś serial. Bardzo lubię sprawdzać, czy to, co akurat słyszę, jakoś się pokrywa z napisami, które czytam. Nie dość, że mogę się nauczyć języka, to jeszcze słyszę, czy napisy są dobre.
Tłumacze nie tłumaczą dosłownie, bo by były za długie, za dużo tekstu do przeczytania.
Dosłownie przetłumaczyć się faktycznie nie da, ale tłumaczenie zawsze ma oddać w miarę wiernie dialogi. Mi chodziło o to, że z moją jako-taką znajomością angielskiego i słyszeniem tego, co ludzie w filmach mówią (i czytaniem z ust), oraz czytaniem polskich napisów, jestem w stanie je porównać i stwierdzić, czy dobrze coś zostało przetłumaczone.