Program z basami jest fajniejszy, daje bogatszy dźwięk, ale jak te basy są przycięte tak jak na początku, to lepiej mi się rozmawia i lepiej mi idą ćwiczenia z rozumienia mowy ze słuchu. Nie chcę jednak rezygnować z większego zakresu, zatem wygląda na to, że będę się stale przełączać pomiędzy dwoma programami.
BEAM się sprawdza. Daje podobny efekt, co poprzednio zwiększanie czułości mikrofonu, a nawet lepszy, bo zamiast pogłaśniania wszystkiego w nadziei wyłowienia użytecznych dźwięków, wyciszane są dźwięki dochodzące z boku. I to rzeczywiście działa, a efekt jest mniej męczący. Niemiłe bywa tylko przełączanie się z powrotem na hałas. Teraz już nie bawię się tyle ustawieniami czułości mikrofonu, w sytuacji rozmowy w hałasie (np. kawiarnia w empiku, bywa tam głośno, ale bez przesady) przełączam się po prostu na BEAM. Cały czas nie jest dla mnie jednak jasne, jaką właściwie czułość ten program powinien mieć ustawiony i w jakiej sytuacji. Eksperymentuję z tym. Domyślnie było 8 czy 9 (na pozostałych programach 12) i nie wiem, czy to przypadek, czy tak ten system jest zaprojektowany.
Jednak kiedy jest naprawdę gwarno i wszyscy rozmawiają dookoła, tak jak w bardziej zatłoczonej kawiarni, BEAM już nie daje rady.
Mam teraz zupełnie inne poczucie głośności. Właściwie żeby się przekonać, czy radio albo muzyka na pewno nie jest za głośno, muszę na chwilę zdjąć cewkę procesora z głowy i posłuchać przez sam aparat. Często jest tak, że dźwięk wydaje mi się bardzo głośny, a przez aparat słyszę go na granicy, albo w ogóle.
Ma to też swoje wady. Jestem bardzo wrażliwa na hałasy w pracy. Wystarczy, że ktoś rozmawia głośno w sąsiednim pokoju przy otwartych drzwiach — już potrafi mnie to wytrącić z rytmu. Czasami wychodzę sprawdzić, co się takiego dzieje, a to tylko rozmowa albo ktoś odkurza komputer. Mogę albo zmniejszać głośność/czułość (nie przepadam), albo się wyłączać całkiem (jeszcze bardziej nie lubię), albo odcinać się muzyką (fajne, ale nie zawsze się wtedy dobrze pracuje), albo zamykać drzwi (nie mam ochoty, a poza tym nie zawsze siedzę sama w pokoju), albo próbować się przyzwyczaić. Co niniejszym czynię. Szkoda, że nie jestem w stanie zrozumieć, co mówią.
A jak to w ogóle po roku wygląda? Wszyscy mnie teraz o to pytają, a i na najbliższej wizycie w Kajetanach, już w piątek, pewnie trzeba będzie coś powiedzieć. Jest różnica? Na pewno jest. Inaczej mi się rozmawia z ludźmi — chociaż to trudno zauważyć, bo człowiek szybko się przyzwyczaja do dobrego, do tego, że nie musi prosić o powtórzenie po cztery razy. Nie doszłam jeszcze do etapu rozpoznawania mowy ze słuchu, chociaż na ćwiczeniach z panią Sz. widać chyba postępy. I, jak już pisałam, podobno lepiej mówię. Mam nadzieję, że tak jest nadal — po ostatnim programowaniu nie słyszałam opinii na ten temat. Ludzie: jeśli mnie przestaliście rozumieć, nie wstydźcie się powiedzieć. Dla mnie to ważna informacja: że albo coś jest nie tak z nowym programem, albo ja się przestałam starać.
Inaczej reaguję na dźwięki z otoczenia. Nie stresuję się już, że nie usłyszę domofonu — można mnie już odwiedzać bez czekania pod klatką, aż zareaguję na komórkę. Chyba że przed południem, kiedy nie mam jeszcze założonego procesora.
Albo taka sytuacja: telefon leżał w kuchni na lodówce. Z pokoju usłyszałam, jak wibruje na nadejście SMSa, co więcej — dokładnie wiedziałam, co słyszę. W ogóle to kiedyś miałam problem — mój pierwszy telefon nie miał wibry, a jego dzwonków nie słyszałam, i praktycznie musiałam go cały czas pilnować. Teraz w domu czy w pracy spokojnie mogłabym ustawiać powiadamianie dźwiękowe, wibra jest z przyzwyczajenia (a jak przypadkiem jest profil dźwiękowy, podskakuję na każdy SMS, bo z początku nie wiem, co to jest, a słyszę bardzo głośno).
Czuję, że mogę w jakimś stopniu polegać na swoim słuchu, że usłyszę, kiedy coś się dzieje, kiedy ktoś zadzwoni czy przyjdzie, nawet kiedy będzie sobie otwierał drzwi kodem. W każdym razie kiedy jest cicho — w hałasie nadal się gubię, nie rozróżniam wtedy dźwięków zbyt dobrze.
W następnym odcinku będzie o książkach audio.