Z angielskim jestem już całkiem nieźle osłuchany. Rozmowa z lektorem w szkole języka obcego, pytania o moją rodzinę, życie, wakacje, plany, szkołę — wszystko zrozumiałem, ale to akurat było łatwe, bo mogłem czytać z ust.
W domu włączam sobie często radio. Zazwyczaj słucham klasycznej, jazzu, takich piosenek, w których nie ma tekstu. Ale tym razem włączyłem jakiś inny kanał. Wśród słów piosenki słyszałem liczby, jakieś angielskie słówka typu ‘sometimes’, ‘before’, ‘lucky’…
A przedwczoraj sobie zrobiłem test z angielskiego — ten internetowy ogólnopolski. Są tam zadania polegające wyłącznie na słuchaniu, w tym zadanie z kolorami — co oznaczają dane kolory. No i sobie wysłuchałem po kilkukrotnym odsłuchaniu, że “pink is the color of love’, a “black is the color of death”.
Te umiejętności słuchowe cały czas postępują, choć bardzo wolno i w dość dziwny sposób. Na przykład czasem mi się zdaje, że ja lepiej rozumiem swoją mamę przez telefon, niż na żywo, gdy na nią nie patrzę. Z ojcem tak samo. Nie wiem, dlaczego.