Znów usłyszałam kilka razy, że teraz łatwiej mnie zrozumieć. W. powiedział, że mam lepszą intonację i bardziej naturalny głos. A jak pani Sz., logopedka, do której teraz chodzę raz w tygodniu na trening słuchowy, mówi, że poprawiła mi się artykulacja, to już jest COŚ.
Nieźle — są zmiany, których ja nawet nie zauważam.
Z rzeczy, które zauważam: w kinie słyszę więcej, docierają do mnie te dźwięki, których przedtem musiałam się domyślać i czasem nie wiedziałam, o co chodzi: kroki, dzwonki, różne takie rzeczy, które w angielskich napisach dla niesłyszących są opisywane w nawiasach (dlaczego u nas “napisy dla niesłyszących” oznaczają uproszczoną wersję dialogów, a tam stanowią pełny zapis tła dźwiękowego?)
Nie zawsze jest tak fajnie. Bywają miejsca i sytuacje, w których w sumie nie wiadomo dlaczego nie potrafię się za dobrze porozumieć, tak było ostatnio na imprezie. Może akustyka miejsca była dziwna, trudno mi powiedzieć.
Z panią Sz. przerabiamy na razie zestawy zamknięte. Urozmaiceniem było dla mnie ćwiczenie, w którym miałam rozróżniać, czy dane zdanie zostało wypowiedziane pytająco, czy twierdząco. Za pierwszym razem poszło mi to słabo, za drugim, dzisiaj, już dużo lepiej. Pani Sz. uczy mnie zwracać uwagę na intonację i rozmieszczenie akcentów w zdaniu, ogólnie koncentrujemy się na razie raczej na słuchaniu i odróżnianiu od siebie całych zdań i wyrażeń niż na rozróżnianiu pojedynczych głosek. Ale takie ćwiczenia też mnie czekają. W sumie przydałoby się częściej — po wakacjach prawdopodobnie będe miała taką możliwość, ale może już teraz poszukam czegoś, pewnie nie wszyscy są na urlopach (np. ja nie jestem).
Poza tym ze ćwiczeń słuchowych to głównie słucham muzyki, na ogół po to, żeby się odciąć od skrzypiącego krzesła w pokoju. Niby wiem, że zawsze mogę wyłączyć procesor. Ale na razie nie chcę. Próbuję się tego nauczyć, przyzwyczaić. To jest ciekawe: hałas uliczny nie robi na mnie większego wrażenia, a to krzesło nie pozwala mi się skupić, a poza tym nie lubię tego uczucia nagłego odcięcia od większości dźwięków. Muszę o tym pogadać podczas programowania. Oczywiście najłatwiej jest zmniejszyć czułość mikrofonu, ale to przecież nie o to chodzi.
Muzyka sprawia mi przyjemność. Słyszę ją nawet kiedy jest puszczona dość cicho. Nie podjęłabym się na razie rozpoznać czegokolwiek, ale fajnie mi się słucha, dźwięki mają głębię. Pewnie przydałoby mi się trochę ćwiczeń na rozpoznawanie dźwięku różnych instrumentów z osobna.
Piszczące krzesła, drzwi już mi w zasadzie nie przeszkadzają. Przyzwyczaiłem się trochę choć lepiej aby po prostu tego cholerstwa nie było. Potrafi nieźle wkurzać.
Nie do przezwyciężenia są jednak dźwięki podczas przygotowywania posiłków a następnie mycia naczyń. Katorga po prostu. A już szczyt wszystkiego to “łyżkowanie” przez mamę misek, garów z resztek jedzenia. Nic nie może zostać — piesek też człowiek i resztki się nie mają prawa zniszczyć.
Na płycie z dźwiękami otoczenia, którą masz, jest parę dźwięków z orkiestry. A gdy posłuchasz muzyki rockowej, pewnie Ci się w oczy (słuch?) rzucą dźwięki talerzy — bardzo charakterystyczny, ostry i wysoki dźwięk.
Jak Ci idzie wysłuchiwanie wokalu w muzyce?