A z aktualnym programem to było tak.
Po niecałych dwóch miesiącach noszenia procesora nagle uświadomiłam sobie, że nie mam zawrotów głowy. Poszły sobie. Już o tym zresztą pisałam. Zbliżała się wizyta w Kajetanach, więc poprosiłam o kolejne programowanie i podkręcenie niskich dźwięków. Dostałam program pośredni na dwa-trzy tygodnie i taki na dłużej (plus opcja ADRO, do wypróbowania po trzech-czterech tygodniach używania ostatniego programu). Myślałam, że może będę miała wreszcie więcej czasu bez zmian programu, żeby się przyzwyczaić. A skąd. Po tygodniu od tego ustawiania poszłam na koncert Yamato. Japończycy walący w bębny. Jak się jeszcze kiedyś pojawią w Polsce, to polecam. Show jest niesamowity. No i co jak co, ale bębny to dobrze słychać. No właśnie. Słyszałam je świetnie przez aparat na prawym uchu. A przez lewe to tak średnio, znaczy rytm dawało się nadal rozpoznać, ale te niskie dźwięki ciągle jakieś nie takie. No to w połowie pierwszej części koncertu przełączyłam na ten program ze wzmocnionymi niskimi dźwiękami. Co tam, że miałam go włączyć dopiero za tydzień-dwa. I rzeczywiście, zaczęłam te bębny słyszeć lepiej. I nawet nie miałam po tym szumów w głowie, ani nie czułam się, jakby mnie walnęło takie wielkie pudło, jak to na początku bywało. No i tak już od półtora tygodnia słucham tych niskich dźwięków. Chwilami to bywa nawet ciężkie do wytrzymania. W tym samym czasie do mojego pokoju w pracy doszedł nowy człowiek. Nie żeby robił jakiś specjalny hałas, ale ja słyszę każdy ruch krzesła, i to dosyć głośno. Przez pierwsze parę dni ciężko mi było się skupić, ale chyba się już przyzwyczajam. Ale jednak okazuje się, że ciche miejsca występują znacznie rzadziej, niż mi się zdawało. O ile w ogóle są. Ciekawe, co mi wyjdzie tym razem na audiogramie w wolnym polu. Będę w Kajetanach w przyszłym tygodniu, może się dowiem.
Przez jakieś trzy tygodnie nie miałam ćwiczeń słuchowych z mamą, z powodów od nas niezależnych. Starałam się ćwiczyć trochę sama, słuchać muzyki, książki w audio. Dostałam właśnie (dzięki!) materiały, które mi bardzo pomogą, nagrane dźwięki otoczenia i nagrane ćwiczenia na słuch fonematyczny. W skrócie są to pary zdań, różniących się pojedynczymi słowami. Te słowa występują w parach typu Tomek-domek i inne takie kombinacje na podobne głoski. Na razie sobie tego po prostu słucham czytając, nie bardzo mam zresztą inną możliwość.
No a dzisiaj byłam u logopedki. Po godzinie ćwiczeń (które dzisiaj, jako że to było pierwsze nasze spotkanie, miały charakter diagnostyczny) czułam się tak, jakby mi ktoś wziął mózg i pougniatał. I chyba o to chodzi. Bierne słuchanie to jednak co innego. A to było zmuszanie do pracy tego zmysłu, który przez lata zdążył nieco zardzewieć i się rozleniwić. Pomysł jest bardzo prosty: słuchanie i zgadywanie, co to za dźwięk (otrzepujący się z wody pies czy dziecko bawiące się wężem ogrodowym?) albo co to za głoska (Kasia czy kasza?). I to potrafi mnie porządnie zmęczyć. Właściwie nie poszło tak źle, jak myślałam. Ale bardzo długa droga przede mną. Niektóre samogłoski rozpoznaję, niektóre mi się mylą (e/o, y/u). A spółgłoski to w ogóle dłuższy temat.
Logopedka ma już doświadczenie w pracy z dorosłą osobą zaimplantowaną, i całkiem niezłe efekty ;-)
Ja mam tak, że bardzo często po “rozgrzewce” lepiej słyszę i rozumiem. Tzn. jak zacznę słuchać radia, to przez pierwsze 5 minut niewiele rozumiem, a potem zaczynam wyłuskiwać zwroty i zdania. Ale to pewnie tylko kwestia przyzwyczajenia się do głosu. Podobnie jest ze ćwiczeniami słuchowymi.
Miałem też problem z pamięcią słuchową. S, SZ i Ś rozróżniałem doskonale, tylko nie pamiętałem, które z nich jak brzmi i co ja właściwie teraz słyszę ;-)
Oo, mam dokładnie to samo z tymi głoskami. Pamiętam, które są które, przez chwilkę po tym, jak mi się je przeczyta, i zaraz mi się zaczynają mylić.