Pamięć słuchowa

Wcześniej, w aparat­ach nie miałem pamięci słu­chowej. Nie rozpoz­nawałem piosenek, tek­stów, głosów i tak dalej. No, może z głosów rozpoz­nawałem te najbardziej charak­terysty­czne, ale rzadko miałem okazję z tej umiejęt­ności skorzystać.

Implant dał mi okazję tę pamięć wyro­bić. W pier­wszych miesią­cach korzys­ta­nia z pro­ce­sora mowy trudno było mi zapamię­tać, jak brzmi jakikol­wiek dźwięk i go później rozpoz­nać. Pow­tarzanie odsłuchu płyty ze dźwiękami otoczenia przynosiło jakies rezul­taty, ale to była jed­nak sztuczna sty­mu­lacja. Po pewnym jed­nak cza­sie rozpoz­nawanie dźwięków zaczęło się odby­wać automaty­cznie. Coś zaszu­mi­ało — wiedzi­ałem, że to woda, coś zapiszczało — opony pod­czas hamowa­nia, ktoś coś mówi — to mama, brat, tata.

Oczy­wiś­cie żeby korzys­tać z takiej pamięci, musi­ałem wiele razy usłyszeć daną rzecz. Poprzed­nio w ogóle tego nie słysza­łem, a jesli nawet słysza­łem, to były to zbyt rzad­kie momenty, by spraw­iały jakąś różnicę. Teraz wystar­czy mi kilka razy coś usłyszeć, żebym mógł to potem sko­jarzyć i przy­pom­nieć sobie, co to za dźwięk. Bardzo się to przy­daje do ustaw­ia­nia dzwonków w komórce ;-)

Ostat­nio dużo słucham muzyki klasy­cznej, oper­owej. No i ostat­nio w TV leciał jakiś przekaz na żywo z kabaretu oper­owego, czy czegoś takiego. Był dyry­gent, cała orkies­tra i wokaliści. W pewnym momen­cie jedna wokalistka wychodzi na scenę i zaczyna śpiewać… par­tię Królowej Nocy z Czar­o­dziejskiego Fletu! Rozpoz­nałem to od razu, w dodatku zori­en­towałem się, że nie zaczęła od początku, tylko gdzieś od środka.

Gdy słucham Callas, wydaje mi się, że byłbym już w stanie rozpoz­nać ją pod­czas słucha­nia radia, gdyby niespodziewanie ją puś­cili. Ale albo nigdy jej nie puś­cili, albo jed­nak jej nie rozpoznałem.

Mając aparaty dzi­wiłem się, że ludzie tak potrafią, posłuchać chwilę i stwierdzić, że jest to utwór taki-a-taki. Teraz widzę, że to nie jest jakaś nadzwycza­jna umiejętność.

This entry was posted in po polsku. Bookmark the permalink.

3 Responses to Pamięć słuchowa

  1. Krystian says:

    To jest umiejęt­ność nien­adzwycza­jna, a nawet nie taka, którą mają na wyłączność osoby “słyszące” (bez upośledzenia słuchu w odniesie­niu do normy medy­cznej). Umiejęt­ność, którą opisu­jesz, to pro­ces wyłapy­wa­nia z “tła” fig­ury i tworzenia się poję­cia / wspom­nienia. Niemowlęta tylko w nikłym stop­niu rozróż­ni­ają coś takiego, co później dorośli w kul­turze opisują jako “dźwięk, obraz, kolor, ksz­tałt, zapach” itp. Jest to jedno “pole” z którego stop­niowo wydoby­wają się obszary, które jakby “nie są resztą”. Poprzez pow­tarzanie bodźców w określonej kon­fig­u­racji, pow­staje po pier­wsze postrzeże­nie ich jako “jedno” (na przykład “zapach mleka”), a po drugie odpowied­nie poję­cie, które później, wraz z roz­wo­jem świado­mości (i struk­tur poję­ciowych takich jak tożsamość, “ja” czy “czas”) można dodatkowo rozdzielać na wspom­nie­nie i abstrak­cyjne poję­cie niezwiązane z żad­nym kon­tek­stem czasowo-przestrzennym (czyli nie tylko pamię­tamy wraże­nie czu­cia mleka zmysłem węchu, ale potem już pamię­tamy “zapach mleka” — takie poję­cie oder­wane od kon­tek­stu). Takie rozdzie­le­nie zmysłów we wspom­nieni­ach i poję­ci­ach jest po pier­wsze mniej lub bardziej, ale zawsze pozorne (bada­nia z zakresu psy­chologii poz­naw­czej i tzw. cog­ni­tive sci­ence pokazują, że pod­czas aktywacji poję­cia dzi­ała cały mózg, łącząc w jeden “skrót” wraże­nia zmysłowe i wspom­nienia, tak że na przykład po odczu­ciu zapachu mleka bardziej / szy­b­ciej dostępne dla świado­mości stają się wspomnienia/pojęcia takie jak dotyk matki czy spokój, itp.), po drugie — nie zachodzi w takim samym stop­niu dla każdej osoby (w rzad­kich przy­pad­kach zachodzi tzw. synestezja, czyli łącze­nie wrażeń zmysłowych nawet nie poprzez ko-aktywację różnych treści, ale przez aktywację ich w obrę­bie świado­mości, czyli dana osoba na przykład odbier­a­jąc wzrokowo określone barwy czuje świadomie określone zapachy, cho­ciaż nie ma w otacza­ją­cym środowisku odpowied­nich bodźców chemicznych), a po trze­cie — zachodzi tak samo dla wszys­t­kich wrażeń i zmysłów, bo zaczy­namy z jed­nym polem, a dzie­limy je na poje­dyncze myśli dopiero przy pow­tarza­jącej się sty­mu­lacji (na którą wpły­wają różne inne czyn­niki, na przykład emocjon­alne — łatwiej pamięta się, kiedy ciało wyt­warza adren­a­l­inę, itp). Osoba niesłysząca po prostu nie zbiera wrażeń danego rodzaju z pola. Dźwięk, a także odbieranie dźwięku, nie jest niczym mag­icznym, ani też obiek­ty­wnym — jak mózg ma jakieś dane, odbiera je i zbiera we wspom­nienia, a cza­sem poję­cia. Nie jest to żaden poważny tal­ent, a jedynie rzeczy­wis­tość bio­log­iczna. Niek­tórzy ludzie mają nadrozwinięte zmysły, na przykład w obrę­bie rzadko opisy­wanej modal­ności, w obrę­bie której odbier­amy narządy ciała (ang. vis­ceral sense) — u bardzo nielicznych osób zmysł ten dzi­ała wyraźniej, niż u ogółu i czują oni na przykład, jak im się skur­cza żołądek, albo w której półkuli mózgu odbier­ają bodziec (sic). Jed­nak postrze­ganie przez nich tych treści nie prze­b­iega inaczej, niż treści pochodzą­cych ze zmysłów innych u innych ludzi, tak samo z “pola” tworzą się poję­cia. Jedną różnicą jest to, że nie mają dodatkowego wspar­cia “kul­tur­owego” w tworze­niu się pojęć i wspom­nień — nie ma, na przykład, jed­nego często uży­wanego słowa oznacza­jącego “przetwarzanie dotyku nie w tej półkuli, co zawsze”. Jeżeli by było, to tacy ludzie szy­b­ciej i łatwiej zapamię­ty­wal­iby dany zbitek wrażeń i, co za tym idzie, łatwiej i szy­b­ciej byłoby im przy­pom­nieć sobie sytu­acje, które zaw­ier­ałyby wraże­nia zmysłowe opisane tym słowem. No bo, jeżeli to słowo to na przykład “glucze­nie” i całe życie, od małego, słyszymy roz­mowy typu “Ale mnie zagluczyło po tej wódzie! / W “Wiedzy i życie” napisali, że jak cie często gluczy, to może to być epilep­sja” itp, itd, to jakoś nam się wyra­bia bogate poję­cie o tym glucze­niu — kojarzymy to ze swoimi mniej lub bardziej uksz­tał­towanymi wspom­nieni­ami tego wraże­nia zmysłowego i sami zaczy­namy łatwo pamię­tać glucze­nie i łatwo je rozpoz­nawać, u siebie jak u innych. U osób nie(do)słyszących i nagle słyszą­cych sytu­acja jest niby inna, ale tak naprawdę pro­ces jest taki sam — słowa są dostępne, kul­tura ma wyraźne poję­cia, ale nie odwołują się one do żad­nych wrażeń zmysłowych, typu “łaskotanie w obrę­bie górnej części błony bębenkowej, wspom­nie­nie cytryny, wspom­nie­nie sytu­acji, gdzie byłem koło noża prze­suwa­jącego się po szy­bie” itd, tak więc, cho­ciaż szy­bko rozu­miemy, jak uży­wają ludzie słowa “pisk” to nie wiemy do końca, co ono znaczy, ale skoro samo uży­cie poję­cia znamy już “powierz­chownie” ale bardzo dobrze, to łatwiej jest naszym móz­gom pok­ierować się w wyszuka­niu z “pola” tego, co będzie temu uży­ciu odpowiadać. Więc jest szy­bko, szy­b­ciej może niż u dziecka, ale jed­nak mózg się musi chemicznie poustaw­iać, żeby nam odpowied­nio “koak­ty­wować” wraże­nia — czyli dodać to, co nam wysyła nerw słu­chowy, do tego, co kono­tują poję­cia. Miałeś zawsze tę umiejęt­ność, co teraz.

  2. cyborg says:

    Bardzo ciekawe. Dzięki!

  3. Mini says:

    Drogi Bar­toszu, trafiłam na Two­jego bloga przy­pad­kiem. Szukałam tańszych baterii do implan­tów i tak trafiłam do Ciebie. Ja jestem po wszczepie krócej — podłąc­zono mnie w sty­czniu tego roku. Z zaciekaw­ie­niem czy­tałam Twoje wspom­nienia doty­czące początków życia ze śli­makiem. Moje są prawie zupełnie podobne. Życzę Tobie (i sobie ;)) dal­szych sukcesów w pracy nad słuchem!

Leave a Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *