Po 4 miesiącach od podłączenia, czyli kilka tygodni temu, miałam kolejne programowanie procesora.
Nowy program jest w pewnym sensie zupełnie inny od poprzedniego. Narzekałam na pogłos już wcześniej. Pierwsza propozycja: standardowe pogłośnienie różnych częstotliwości odpowiednio do audiogramu. Pogłos zmienił się w głośny szum, niemalże huk. Inż. W. zaproponował rozwiązanie: obniżenie progów słyszenia. O co chodzi? Z tego co zrozumiałam, jest tak: próg słyszenia ustalany jest na podstawie obiektywnego pomiaru odpowiedzi nerwu słuchowego na sygnał. Teoretycznie wszystkie sygnały podawane przez elektrody implantu powinny mieścić się między tym progiem słyszenia a progiem komfortu. Jednak podobno okazuje się, że czasami dobre efekty daje obniżenie progu słyszenia, czyli zejście z najcichszymi dźwiękami do poziomu sygnału, którego teoretycznie nie powinnam słyszeć. Ciche dżwięki są wtedy cichsze, średnie powinny być takie same. Daje to większą dynamikę dźwięku. Tyle teoria. Po dwóch tygodniach chodzenia z tym programem mam poeksperymentować z czułością mikrofonu. Zwiększenie czułości powinno dać podobny, ale trochę inny, efekt jak podwyższenie progu słyszenia. Niezupełnie to rozumiem. Tyle teoria. A w praktyce?
Na początku rzeczywiście słyszę mniej hałasów otoczenia. Muszę się skupić, żeby usłyszeć lodówkę, która przedtem była dość głośna. Z jednej strony mam większy komfort, w mieszkaniu znów jest dość cicho, ale z drugiej obawiam się, czy coś mi nie ucieka. Mam wrażenie, że trochę gorzej słyszę szeleszczące głoski. Inż. W. tłumaczy, że słyszę je nawet głośniej niż przedtem, po prostu niskie dźwięki zostały wzmocnione bardziej niż wysokie, zgodnie z audiogramem. Na ćwiczeniach zaczynam się trochę niepokoić, bo jakoś gorzej rozróżniam rzeczy, których już się chyba nauczyłam. Ale po paru powtórzeniach znowu zaczynam łapać.
Po przepisanych dwóch tygodniach zwiększam czułość mikrofonu. Hałasy otoczenia znów docierają do mnie mocniej. Trudno mi powiedzieć, czy łatwiej mi się z takim ustawieniem rozmawia. Wydaje mi się, że kiedy jest cicho, wolę do rozmowy mniejszą czułość mikrofonu, głos mi się wtedy nie “rozmazuje”. Ale kiedy otoczenie jest głośniejsze, większa czułość pomaga mi wyłapać dźwięk spółgłosek.
Następne programowanie przewidziane jest dopiero na koniec listopada. Czuję się wypuszczona w świat, jak dziecko, które uczy się jeździć na rowerze ;-)
Przy okazji tej samej wizyty logopedka, tym razem pani W., zrobiła mi ćwiczenie na coś, co się chyba nazywa zestawem półotwartym: znając kontekst (np. telewizja albo dialogi między postaciami na obrazku) mam zgadywać zdania. Jakoś idzie, z licznymi podpowiedziami co prawda, ale w końcu jakoś dochodzę do całego zdania. Mam zalecenie wciągnąć kogoś w to i poćwiczyć. To byłby niezły wstęp do pierwszych prób rozmawiania przez telefon. Etap zestawów zamkniętych mam już podobno za sobą i czas na pójście krok dalej.
Od podłączenia procesora upłynęło już 5 miesięcy, spróbuję co nieco podsumować.
– Pamiętam, że kiedy pierwszy raz wypełniałam zwyczajową ankietę w Kajetanach — to było jakoś zaraz po podłączeniu i pisałam tylko o tym, jak słyszałam wcześniej w aparatach — w części opisowej napisałam, że dżwięk w aparatach jest jakby cały czas taki sam. Zmienia się rytm, głośność, trochę wysokość, ale było tak, jakbym słuchała jednego dźwięku. Trochę mnie to już męczyło. Teraz jest zupełnie inaczej. Dźwięki mają głębię i barwę, nawet jeśli nie umiem zinterpretować tego, co słyszę.
– Coraz więcej osób twierdzi, że teraz mówię wyraźniej.
– Słyszę mnóstwo dżwięków z otoczenia. Ptaki, świerszcze, hamulce, muzykę puszczaną dość cicho. Chodzę z szeroko otwartymi oczami i jak dziecko pytam, co to. Słyszę, co się dzieje w domu.
– Nigdy nie bałam się rozmawiać z obcymi ludźmi i to się nie zmieniło. Trudno mi powiedzieć, czy jest jakaś zasadnicza zmiana w tym, jak się porozumiewam. Dość dobrze mi to idzie, chyba jest łatwiej niż kiedyś. Ale nadal zdarzają się sytuacje, kiedy ktoś nie może mnie zrozumieć w hałasie. Fakt, że często dotyczy to ludzi, którzy mnie znają od dawna (acz niezbyt dobrze), wiedzą, że zawsze był jakiś problem, więc nawet się nie starają.